Moja szabloniarnia

czwartek, 25 grudnia 2014

Rozdział 10 Bajka?

   Ze snu obudziła mnie mama, która przed sekundom zamknęła drzwi. Świetnie, teraz będę leżeć i myśleć.- pomyślałam po chwili. I rzeczywiście, od razu moja głowa wypełniła się pytaniami i zmartwieniami.
Przypomniał mi się jak jakiś tydzień wcześniej, Felin przyszedł do mnie, żeby wyciągnąć mnie na imprezę, męczyłam się z nakrętką od perfumy i wtedy mi go wyrwał, a po krótkiej bójce prysnęłam zapachem w dekolt, szepnął wtedy „- Mm... Konwalia z fiołkami.". Nigdy tego nie zapomnę, spojrzałam wtedy na niego z uniesionymi brwiami i wyszliśmy razem na zewnątrz do auta. Nie wiedziałam, jak zareagować. Tak bardzo chciałabym go zobaczyć i uścisnąć. Tak mi go brak.
   Nagle ktoś uchylił drzwi mojej sypialni i wpłynął jak cień do środka.
   - Śpisz?- Mama szturchnęła mnie lekko. Jej mina nie była za wesoła, nie wiem dlaczego, ale się dowiem.
   - Tak, a co?- zapytałam, przyglądając jej się bardziej.
   - Ktoś do ciebie przyszedł, jakiś chłopak.- powiedziała, a jej mina jeszcze bardziej zbrzydła.
   - Naprawdę?! Która godzina?- mój wybuch podniecenia zgasł tak nagle, jak się pojawił. To nie może być on. Choć to czułam, to nadzieja nie dawała za wygraną. Wstałam, szybko włożyłam szare dresy i zeszłam na dół. Nawet nie zauważyłam stojącej koło mamy, która przerażona podskoczyła na palcach. Podbiegłam do drzwi, poprawiłam włosy i otworzyłam je, po drugiej stronie stał Harry, kolega Felina, no cóż, nadzieja zawsze umiera ostatnia. Z Harrym nie znam się zbyt dobrze, ale wiem, że jest bardzo bliskim przyjacielem Felina i dobrym napastnikiem w drużynie Chciałam mu powiedzieć, że nie mam ochoty, ale przerwał mi.
   - Jest u ciebie Felin?!- prawie krzyknął, był wściekły. Przestraszona jego wybuchem zaniemówiłam i pokręciłam głową. Ręce opadły mu i stanął nogi na nogę.- A wierz może, gdzie jest?.- spytał spokojniej. Gdy znów pokręciłam głową, opadł z sił i usiadł na schodku, nie dając mi wyjścia i musiałam usiąść obok niego. Zerknął na mnie i próbował przyjrzeć się bardziej mojej napuchniętej od płaczu twarzy.- Cholera! Musieliście się poważnie pokłócić! Z nikim nie rozmawia.- Uśmiechnął się lekko, gdy na niego spojrzałam, odwzajemniłam uśmiech, ale raczej marnie mi to wyszło. Felin nigdy nie był pamiętliwy, zawsze swoją wściekłość puszczał na wiatr, po kilku dniach lub nawet chwilach. Pamiętam, jak za pierwszym razem swojej znajomości, pokłóciłam się z nim o miejsce w stołówce, od tamtego czasu kiedy mnie wyśmiał, nigdy tam więcej nie siedział. To takie śmieszne, nawet mnie przeprosił.
   - Wolę...o tym nie gadać.- powiedziałam, najciszej na ile pozwalał mi załamany głos. Wiedziałam, że usłyszał, bo jego mina zmiękła. Położył swoją wielką dłoń na moich szczupłych plecach i poklepał. Poczułam żal, a jednocześnie niepewność. Nigdy nie sądziłam, że skończę na zimnych schodach, pocieszana przez przyjaciela, swojego przyjaciela. Harry próbował mnie pocieszyć, pewnie zobaczył moją przygnębioną minę, oblaną paroma niesfornymi łzami. Nie wyszło mu to zbytnio, bo próbował przytulić mnie po koleżeńsku, co wyszło niezręcznie, ale nie pokazałam mu tego, starałam się być miła, no i byłam trochę zajęta wspominaniem dawnego Felina.- Zadzwonię do niego.- zdecydowałam, Harry spojrzał na mnie niepewnie, ale nic nie powiedział, tylko pokiwał głową.- Może mnie unikać! Może mieć mnie w dupie, ale nie ma powodu, żeby Was wystawiać.- Podniosłam się ze schodów i wyciągnęłam rozsuwaną Nokię. Włączyłam numer Felina i przyłożyłam go do ucha. Oczami przeszłości zobaczyłam ten sam moment.
   - Znów to robisz, daj spokój! Znów cię zrani.- szepnęła Lux, ja tylko milczałam, czekałam. Przeklęte sygnały, ciągnęły się jak jedna minuta przed śmiercią. Usłyszałam, jak ktoś odbiera, ale nie usłyszałam nic w słuchawce, cisza przeciągała się, ale w końcu zdecydowałam się ją przerwać.
   - Felin, ja... Mam nadzieję.- paplałam przez chwilę, ale w końcu się otrząsnęłam i powiedziałam stanowczo.- Chciałam ci tylko powiedzieć, że możesz mnie nienawidzić, choć nie wiem, za co konkretnie, ale nie pozwolę ci olewać przyjaciół. Nie chcę tego, ale jeżeli nie będę miała wyjścia, to pójdę do ciebie o wschodzie, razem z Harrym i...i wyciągnę cię na trening!- krzyczałam wściekła na niego, jak i również na siebie. Złapałam oddech i kontynuowałam.- Mam w dupie, że mnie unikach, ale nie unikaj Ich, bo możesz tego później pożałować, bo ja...- usłyszałam w słuchawce cichy śmiech, a przynajmniej tak mi się wydawało, dopóki dźwięk w telefonie nie podniósł się, spostrzegłam, że jego śmiech to łkanie.- Felin...- Wiedziałam co mam mu powiedzieć, ale nie wiedziałam jak zareaguje, bałam się. Jego ostatni wybuch gniewu, nie był zbyt miły, jednak kiedy jest smutny może powinnam? Szybkim, zamaszystym ruchem otworzyłam drzwi i wyciągnęłam płaszcz, zanosiło się na burzę.- Idę do ciebie.- powiedziałam i chciałam się rozłączyć.
   - Nie!- krzyknął, stanęłam jak słup soli, pewna że zaraz chłopak wpadnie w szał.- Jest zbyt ciemno. Nie wychodź dziś z domu.- powiedział odrobinę ciszej, oczami duszy zobaczyłam jego wściekłą minę. Jego reakcja jeszcze bardziej zbiła mnie z tropu.
   - Za późno, już wyszłam na ulicę.- oznajmiłam, uśmiechnęłam się do siebie, jednak była to raczej maska, pod którą ukrywała się zaniepokojona przyjaciółka.- Kończę rozmowę, panie nadwrażliwy.- Szybko wyłączyłam telefon i pobiegłam dróżką w stronę domu Felina. Daleko nie mieszka, dom ma cztery przecznice z tond. Wbiegłam w pierwszą i natychmiast w ciemnej uliczce zrobiło się ciemniej. Zrobiło się duszno, a moje ciało ogarnęła ciemność. Gdy weszłam w światło latarni, wszystko powróciło do normy, poczułam ulgę w oddechu i błogość w nogach.
   - To on! Uważaj! Nie wchodź w smugi, omijaj je. Światło! Idź w stronę światła!.- krzyczała w mojej głowie Lux. W stronę światła?- pomyślałam przerażona.
   - Cóż za ironia!- zawołałam cicho, do siebie jak i do Lux, która na pewno usłyszała.
   Stanęłam, przerażona tym co zobaczyłam. Uliczka w trzeciej przecznicy od domu Felina była pusta, lecz gdy się przyjrzałam zobaczyłam czarne smugi powietrza. Przeszły mnie ciarki, ale mimo to ruszyłam szybkim marszem do domu chłopaka. Ciemność znów oplotła mi nogi i przycisnęła płuca, gdy się potknęłam, serce przyspieszyło, a oddech przyspieszył dwukrotnie. Podciągnęłam się na płocie najbliższego domu, dreszcze boleśnie ocieplały się o granatowy sweter, a słabe nogi z pomocą rąk, włóczyły wzdłuż chodnika. Próbując stanąć na stopach, poczułam ból w żebrach. Jeszcze cztery kroki i dotrę do światła latarni. Gry tylko padłam na chodnik, paznokciami wbiłam się w rów pomiędzy płytami w chodniku i podciągnęłam się, jeszcze trzy...jeszcze tylko dwa podciągnięcia. Przy ostatnim poczułam palący ból w ramionach, ale nie dając za wygraną starałam się w szoku złapać czegokolwiek. Po chwili pod palcami poczułam pęknięty chodnik, szparę za którą natychmiast złapałam i ostatkami sił starałam się podciągnąć. Gdy tylko promienie światła oświetliły moją twarz, ból fizyczny zniknął. Odwróciłam się powoli na plecy i otworzyłam ramiona. Gdy złapałam oddech, wstałam powoli. Nie myślałam, miałam mętlik w głowie. Niepewna wyciągnęłam telefon i mechanicznie wybiłam numer Felina. Tym razem usłyszałam tylko jeden sygnał.
   - Seph!- Och jak miło słyszeć moje imię w jego ustach. Objęłam wolnym ramieniem kolana, starając się jak największą część ciała rozjaśnić światłem.- Nic ci nie jest... Gdzie jesteś?- zapytał zdenerwowany, przez słuchawkę usłyszałam, że biegnie.
     - Niecałą przecznic-ce od-d twojego domu-u.- powiedziałam, warga w czasie mówienia drgała mi pod wpływem zimna. Złapałam powietrze, ogrzałam oddechem dłonie i kontynuowałam.- Ale-e zaraz będę.
    - Nie ma mnie w domu, Seph.- oznajmił. Jego głos był przejęty, nie miałam pojęcia, jak bardzo go przestraszyłam. Felin był osobą, którą trudno zbić z równowagi. Pamiętam dokładnie rok temu, jak nie zjawiłam się na imprezie u jego kumpla, a w domu mnie nie było, podobno był zrelaksowany, a moja siostra- którą zabrał bez mojego zezwolenia.- wydzwaniała do wszystkich moich znajomych, biegała, denerwowała się, nie mogła usiedzieć. Dopiero po ponad godzinie, przyszłam i wyjaśniłam, że byłam w supermarkecie oddalonym o sześć kilometrów, po piwo, a telefon zabrali mi rodzice. Fabian roześmiał się, a moja siostra zbita z tropu, wróciła do domu, żeby odpocząć. Kocham go za to, że się nie załamuje.- Właśnie do niego idę, zaraz będę.- wyjaśnił szybko i rozłączył się. Telefon włożyłam do brudnych dżinsów, a bolącą głowę oparłam o metalowy słup lampy. Przez następny kwadrans nic się nie działo, cisza przerażała spokojem, a owady już dawno zasnęły.
    - Lux? Jesteś może?- zapytałam, nieomylnie przydałoby mi się wsparcie. Poczułam w głowie jej drżenie, to tak jakby Ona była mną, czuję jej ruchy i słowa.- Wierz może... Masz jakieś supermocne, telepatyczne, albo coś, żeby przyspieszyć przybycie Felina.
    - Nie jestem Superbohaterką, tylko... Czymś w rodzaju kuli światła. Rozumiesz?- jej głosik był słaby. Złapałam mocniej ramionami swoje podkulone nogi i dmuchałam, próbując ogrzać wnętrze ud.
    - Ta, jasne. Kula światła. Pss... W sumie co mi tam?!- krzyknęłam wściekła na siebie, na to, co dzieje się ze mną i z moim światem. Wszystko zawsze było do dupy, ale teraz jest podwójnie do dupy! Mój świat to bagno! Próbując wstać, stwierdziłam, że moje nogi uginają się pode mną i drgają jak galareta, więc z powrotem usiadłam.
    Po chwili nad głową usłyszałam delikatne trzaskanie, jakby ktoś szedł po piasku w gumowcach, tylko głośniejsze. Gdy spojrzałam w górę, nic nie zobaczyłam, bo światło lampy raziło mnie w oczy, ale po chwili żarówka w ogromnej lampie zaczęła przygasać, światło drgało.
    - Nie... Nie...- zaczęłam szeptać bez sensu, wpatrując się w syczącą lampę. Adrenalina w dużych ilościach wpłynęła do krwiobiegu, co spowodowało szybszą pracę serca i przyspieszony oddech. Nogi już tak nie drgały, wręcz paliły się do ucieczki, ale słabo mi to wychodziło, bo przy trzecim kroku znów witałam się z asfaltem. Gdy lampa zgasła, a ja zdezorientowana biegłam przez ulicę w stronę lampy, a z zakrętu wyjechał samochód, jechał szybko, a przynajmniej dość szybko by nie zauważyć Seraphiny przemierzającej drogę. Kierowca starając się nie wjechać w dziewczynę, zahamował i zakręcił kierownicą. Jednak szybkość jaka napędziła samochód, nie mogła zmniejszyć się tak szybko. Na sekundę przed zderzeniem, silnik samochodu wyłączył się, a prędkość samochodu zmalała do zera. Seph padła jak długa na ziemię, leżała przerażona, zmęczona, bez światła, otoczona przez niechęć, strach, ból i wyczerpanie. Ciemność oplotła jej nogi, dłonie zakuła w kajdany, dotykając każdego kosmyka włosów.
    - Czemu kierowca nie wychodzi?- szepnęła przerażona Lux w jej głowie.
    - Kierowca?!- wykrzyknęłam w głowie, dokładnie całe słowo. Ona przejmuje się jakimś imbecylem, zamiast swoim dawcom życia? Powinna pytać mnie, czy mnie coś nie boli.- Jestem wyczerpana, nie dam rady nawet wstać!- krzyczałam bez opamiętania. Gdy tak leżałam przez kilka minut, gdy zastanawiałam się, gdzie jest Felin, spostrzegłam coś. Niebo, było czyste, bez chmury, z malutkimi punkcikami, ale czegoś brakowało... Księżyc... Jest nów, ciemno, bez światła. Ostatkami sił, jakie mi pozostały, odwróciłam się na brzuch i z całych sił, jakie mogłam zachować, stanęłam na czworakach. Siłą woli podparłam się o samochód i wstałam. Cała przepocona i zmarznięta, - mimo płaszcza.- opierałam się o maskę samochodu, gdy odwróciłam głowę, ujrzałam zakrwawioną twarz chłopca, młodego, niedoświadczonego. Seraphina miała wątpliwości co do jego prawa jazdy, jeżeli w ogóle je posiadał. Gdy powróciłam głową w odpowiednią, naturalną stronę, zobaczyłam biegnącego w moją stronę Felina. Zapominając o tym, co się ze mną dzieje, postawiłam stopę na asfalcie, robiąc mały krok w stronę chłopaka, po czym udałam, raniąc sobie kolana i brudząc łokcie u płaszcza. Felin widząc moją bezradność, przyspieszył i niedługo po moim upadku, już przy mnie klęczał.
    - Seph? Co się dzieje?- zapytał przerażony moim wyglądem. Spojrzałam na niego, otworzyłam usta i wydobył się z nich ciszy szept, prawie jęk.
    - Wyszłam po ciebie... Smutny byłeś... Ale ja nie... I wtedy... Nów.- Tylko tyle mogłam sama usłyszeć ze swojego szeptu, przerywanego chropowatym przeciągłym jękiem. Przy ostatnim zdaniu wskazałam niebo. Chłopak trzymający moją głowę na kolanach i trzymający brudną, lodowatą dłoń w swoich ciepłych i miękkich rękach, spojrzał w niebo. Po tym nieszczęsnym wydobyciu ze mnie informacji Felin wziął mnie na ręce i niósł w stronę swojego domu. W czasie tej niekończącej się drogi chłopak próbował wyciągnąć ze mnie informacje, co do samochodu i moich jasnych włosów, ale ja już nic nie dałam rady powiedzieć. Brunet przypominał mi, bym nie zasypiała i żebym próbowała coś mówić. Gdy mijaliśmy okno jego domu, ujrzałam go, trzymającego mnie w ramionach niczym księżniczkę. Czy może tak jeszcze być? Jak w bajce? Marzenia ściętej głowy.- Felin, ja...
   - Nic już nie mów.- szepnął. Gdy weszliśmy w światło odżyłam, światło na ganku ogrzało mnie i wzmocniło, więc podniosłam głowę i ułożyłam ją na ramieniu chłopaka.- Już jesteśmy, rodziców nie ma w środku, wyjechali na parę dni.- powiedział szybko i otworzył drzwi, stawiając mnie na nogi. Ja jednak mimo że stałam, nie zrobiłam ani jednego kroku. Za drzwiami była ciemność, przypomniałam sobie słowa Lux "Uważaj! Nie wchodź w smugi, omijaj je. (...) Idź w stronę światła!". Ciemność przed oczami była głęboka jak zupa, smugi krążyły i ocierały się o siebie, tworząc mgłę.- Seph? Możesz chodzić?- zapytał Felin odrobinę spokojniejszy.
  - Tak, ale...Ciemno.- wskazałam koryta, który przerażał swoim wyglądem. Chłopak spojrzał na mnie jakoś dziwacznie, jakbym go rozśmieszyła i zaniepokoiła. Wkroczył w ciemność bez zastanowienia. Po chwili w pomieszczeniu zapaliło się światło. Pomalutku przeszłam przez próg, podpierając się o ścianę, nigdy w życiu nie czułam takiej ulgi, światło oblało moje ciało i pochłonęło mnie od środka, przytrzymując się ściany usiadłam na ziemi i westchnęłam.
   - Seph, wszystko w porządku?- zapytał zdezorientowany Felin, ja też nie miałam pojęcia co się ze mną dzieje. Oparłam głowę o ścianę i przerażona prawie podskoczyłam, kiedy zobaczyłam, że twarz chłopaka była centymetry od mojej. Wpatrywał się we mnie pożądliwym wzrokiem, więc natychmiast odwróciłam oczy, gdy to zrobiłam Felin odnalazł ponownie mój wzrok i podniósł dłoń.- Przepraszam cię.- szepnął, tak cicho że ledwo usłyszałam słowa.
   - Ja też.- powiedziałam, starając się by nie załamał mi się głos. Po chwili, chłopak spojrzał na moje ubranie, które było całe brudne, a płaszcz, który wciąż ciążył mi na ramionach nie nadawał się do noszenia. Jedna z kieszeni musiała o coś zaczepić, bo była potargana, a cały materiał od czołgania się po asfalcie był starty i brudny.
   - Musisz się przebrać, chociaż spodnie.- stwierdził, wstając szybko i zmierzając w kierunku granatowych drzwi. Spróbowałam wstać, co nie było takie proste jakie wydawało się na początku. Po kilku nieudanych próbach, podparłam się rękami o ścianę, a nogami próbowałam wstać, w ostatniej chwili, gdy już miałam paść na twarz Felin złapał mnie za przedramię, a ja krzyknęłam cicho.-Jestem aż tak straszny?- zapytał ze złośliwym uśmieszkiem, uśmiechnęłam się krzywo i pozwoliłam by chłopak poprowadził mnie do łazienki. Podał mi do rąk dresy i chciał wyjść, ale zatrzymałam go, łapiąc za rękę. Spojrzał na mnie zdziwiony, a ja odpowiedziałam mu cichym, gardłowym śmiechem.
   - Pomożesz mi z płaszczem?- zapytałam z uśmiechem, na co on odpowiedział tym samym.

***

Witam was, wiem że rozdziału dawno nie było, ale patrzcie! Już jest XD
Dziękuję tym, którzy sprawdzają czy jest czy nie ma nowego postu i przebaczcie mi długom nieobecność. Reaktywacja! Przeczytajcie i komentujcie!
A pomijając temat bloga, jak minęły wam święta?
Jakie macie prezenty?
Moje święta minęły w miarę spokojnie, mimo braku śniegu. Jedni pewnie są zadowoleni z tego, że go niema inni pewnie wręcz zawiedzeni. W odróżnieniu od innych, te święta są energiczne...Patrząc na moich napitych bliskich O.O 
Dostałam też zegarek na rękę. Wreszcie! Nawet nie wiecie ile musiałam się o niego prosić :D Zawsze było "Na razie nie jest ci potrzebny, masz telefon." Może jest w tym trochę prawdy, ale i tak się upierałam, a moje modły zostały wysłuchane! 
No więc piszcie co tam u was, postaram się odpisać :*
Pozdrawiam serdecznie Az
I Szczęśliwego Nowego Roku! <3

wtorek, 20 maja 2014

Rozdział 9 Lux i moja mama.

   - Lux, jak się dostałaś do...mnie.- Nagle przypominałam sobie o co chciałam zapytać, od samego początku. Od momentu w którym moje cudowne życie legło w gruzach.
   - Spadłam.- odpowiedziała bez owijania w bawełnę, powiedziała to tak naturalnie, że aż przez chwilę, przez sekundę, uwierzyłam jej bez zastanowienia.
   - Okej, pomińmy ten temat i powiedz ile zamierzasz tu zostać?- spytałam, zadziwiając siebie samom nadzwyczaj spokojnym głosem, choć w głowie miałam mętlik to o głos najbardziej się bałam.
   - Nie mam pojęcia.- Jej głos już nie był spokojny, tylko zagubiony i przyciszony. Nasza rozmowa o niej dobiegła końca, ja to wiedziałam i ona również. W duchu skarciłam się, za to zadane przeze mnie pytanie, które zakończyło jedyny punkt myślenia o którym mówiąc nie płaczę, lub nie zastanawiam się nad nienawiścią do Felina.- Czasami zastanawiam się...Czy w ogóle...- Teraz i ja byłam zagubiona i zadawałam sobie pytania. Czy to jest naprawdę prawda? Czy do końca mojego życia, będę wpadała w dołki wykopane przez los? Czy to moja wina? Czy Felin mi wybaczy?
   I jeszcze jedno, to miejsce, te światła i gwiazdy. Kiedy zniknęłam. Czułam pustkę, a jednak Byłam. Może to halucynacje. Może objaw amnezji, a może rzeczywistość.
   - Lux...Zastanawiam się...Morze wiesz...Bo, widzisz...No...- Motałam się i jąkałam nie mogąc oczyścić umysł. Starałam wyprzeć z umysłu wszelkie niepotrzebne i zbędne myśli, ale okazało się to trudniejsze niż można sobie wyobrazić.- Bo ja coś widziałam- szepnęłam w końcu, łapiąc powietrze w płuca i starając się opanować drżenie głosu.
   - Aha, a konkretnie?- zapytała dociekle, zaciekawiona moją krótką i zamotaną wypowiedzią. Oczami duszy widziałam jak pochyla się i przybliża by lepiej dosłyszeć moją odpowiedź, ale ja się opóźniam z odpowiedzią. Niby co ja mam powiedzieć? Jak mam to wyjaśnić?
   - Gwiazdy...Ja...Byłam w...- Wciąż język mi się plątał, nie mogłam zapanować nad mową. Gardło mi się zacisnęło i tak nagle na policzek wypłynęła zimna łza, a przed oczyma pojawiła się galaktyka i zorza, a zaraz potem ciemna postać, stała w ciemności.
   - Co...Co powiedziałaś?- Jak widać nie tylko ja nie panuję nad jąkaniem. A może jednak mamy coś wspólnego. Spojrzałam w lustro, naprzeciwko mnie. Zobaczyłam zapłakaną karmelowo-skórą blondynkę z matowymi żółtymi oczyma i rumianymi od łez policzkami. Podniosłam dłoń i otarłam kropelki które jeszcze nie zdążyły wyschnąć. Aż tyle płakałam?
   - Gwiazdy, zorzę i-i grafitowe niebo.- Po wypowiedzeniu tych słów moje plecy rozluźniły się lekko, a wewnętrzne emocje opadły. Myśli, które tłukły się jak krew w moim ciele, przycichły lekko i zostawiły miejsce na przywrócenie tego obrazu, który uspokajał nawet największe emocje.
   - Ile ja bym dała, by to zobaczyć.- szepnęła Lux, może mi się wydawało, ale widziałam błysk w moim złotym oku.- Jeszcze raz.- dodała i przez dobry kwadrans nie odezwała się nawet słowem, a ja kręciłam się, to zerkałam za okno, to na zdjęcie moje i Felina w czasie wycieczki nad morze.
   Och, morze. Czyste, dalekie i te spokojne fale obijające brzeg pod moimi stopami. Ta słona i chłodna woda obmywająca stopy. Piasek morski na brzegu, który wyglądał jak wyciągnięty z klepsydry, biały i delikatny. Niebo tak błękitne i czyste, jak błękit paryski...
   - Ja też chcę ci powiedzieć że coś widziałam, ale wole to pokazać.- powiedziała rzewniej, wyrywając mnie z zamyślenia, w momencie kiedy poczułam chęć kichnięcia.  Nagle poczułam nagłe zawroty głowy i mrowienie w kończynach. Umysł po raz drugi odizolował mnie od świata. Znów to samo?- pomyślałam z żalem. Kolejny raz znikam, ale gdzie tym razem?

***

   Była noc, ciemna i przerażająca. Tylko nie to!- krzyknęłam w myślach.
   Nagle wszystko pojaśniało, ludzie,  przechodzący obok mnie, nie widzieli mojej osoby. Stałam koło jakiegoś ceglanego budynku, był stary i zniszczony, a w oknach rwał się ogień. Ze środka wydostawały się krzyki i jęki.
    Gdy odwróciłam od niego wzrok w oddali zobaczyłam dziewczynę, włosy miała kruczo czarne, skórę osmoloną, a oczy szkliste od łez. Stała jak słup soli . Podszedł do niej policjant, zaczął coś do niej mówić, ale ona nie reagowała, nawet na niego nie spojrzała, jej oczy ginęły w odmętach ognia.
   Nie! Nie! Nie, błagam...- krzyczałam zamykając oczy i je otwierając, płakałam i wrzeszczałam we wszystkie strony, kuliłam się na wilgotnej ziemi choć jej nie czułam.
   - Seraphina!- zawołał ktoś ze środka, ja wiem kim ona była, ale nie chciałam tego znów przeżywać. Nie teraz.
   Zobaczyłam jak mała dziewczynka, drgnęła przez moment, lecz nie pobiegła...Nie pobiegłam by ratować mamę. To moja wina! Powinnam była z nią zginąć, powinnam być przy niej!- przekonywałam samą siebie. Łzy ciekły po mnie, spływały po mojej twarzy. Moczyły czarną bluzkę i moje włosy. Wspomnienie jeszcze bardziej mnie zraniło było jak dłuto wbite w środek serca.
   Z budynku wyszła mama, zapalona jak zapałka. Strażacy podbiegli i nakryli ją kocami, żeby stłumić ogień, ale znałam dalszą część na pamięć.
   - Seraphina!- krzyknęła ponownie matka, próbowała się wyrwać ludziom, ale ci trzymali ją mocno.
   - Mamo!- W końcu mała ja ruszyłam biegiem. W niecałe pięć sekund znalazłam się przy matce, która okryta przytulała się do mnie, mimo ran. Jej czarne podpalone włosy spływały po moich ramionach. Przypominam sobie zapach spalonej skóry i dotyk wilgotnego koca, jakby to było wczoraj. Ale to co dobre zawsze się kończy, więc musiałam puścić ją by mama dostała się do szpitala.
   Ból, który mnie przeszywał na wylot, cierpienie które przeżywałam patrząc na nią. Udręka nie do opisania.
   Po chwili, znalazłam się w jasnym, miętowym pomieszczeniu. Mała dziewczynka w czarnych osmolonych włosach, siedziała na ławce wymachując nogami, gdy do pomieszczenia wszedł biało ubrany mężczyzna w średnim wieku, mała ja podniosłam mokrą od łez twarz na faceta.
   - Witam, Seraphino...- Szybko zakryłam dłońmi uszy by nie słyszeć, jak lekarz mówi jej o miłej pani i o panu, których chce żeby poznała. Zacisnęłam tak że oczy by nie patrzeć jak klęka z żalem w oczach i nie kładzie opiekuńczym gestem dłoń na jej ramieniu.
   - Gdzie mama?- zapytałam mała ja, słyszałam swój głosik w głębi głowy i jego odpowiedź, która zrujnowała moje życie.
   - Mama już nie wróci, mama musiała...Gdzieś iść.- szepnął ledwo słyszalnie, zsunął dłoń z jej barku i opuścił twarz.- Choć.- podciągnął ją na krześle.
   - A kiedy wróci?- zapytała opierając się chwilę mężczyźnie. Otworzył usta żeby coś powiedzieć, ale wydobył się z nich tylko jęk rezygnacji i westchnienie.
   Nic już nie usłyszałam bo wszystko zniknęło tak nagle jak się pojawiło.

***

   - Seph! Boże! - Obudził mnie krzyk Niny, mojej młodszej siostrzyczki, która teraz wpatrywała się we mnie piwnymi oczyma z troską i przerażeniem.
   - Nic mi nie jest.- powiedziałam wyprzedzając jej pytanie o moje samopoczucie. Podniosłam się błyskawicznie z ziemi, najwyraźniej za szybko bo zakręciło mi się w głowie, a po dosłownie chwili kichnęłam.- Zemdlałam, norma.- stwierdziłam wycierając nos rękawem.- Tylko nie mów tego Gai, bo dostanie tego świra ze szpitalem.- powiedziałam szybko.
   - Jak to "nic nie mówić"?! Jak to "nic się nie stało"?! Leżałaś na ziemi, nieprzytomna!- wykrzyczała i wybiegła na korytarz, po chwili wróciła wściekła.- Ciesz się że nie ma rodziców bo...- pogroziła mi palcem.
   - Muszę zadzwonić do Felina.- powiedziałam przypominając sobie całe zajście przed omdleniem, powstrzymując wybuch płaczu.- Masz komórkę?- Wskazałam na nią czekając na reakcję i reprymendę, coś w stylu "Co ty sobie wyobrażasz?", albo "To moja komórka", ale myliłam się najwyraźniej. Stanęła tylko starając się skurczyć, złapała się za łokieć i omiotła pokój spojrzeniem, unikając mojego. Oczy miała szeroko otwarte a mięśnie rąk napięte.- Masz komórkę?- powtórzyłam pytanie, na co ona zesztywniała jeszcze bardziej i stanęła jak wryta wpatrując się w swoje paznokcie, którymi po chwili machnęła energicznie.
   - Mam szlaban.- odpowiedziała, sycząc przez zęby, a ja bez zastanowienia zachichotałam. Ona, świętoszek, mała grzeczna Nina dostała szlaban. Spostrzegłam jej minę, przyłożyłam dłoń do ust powstrzymując wybuch śmiechu.- Co cię tak bawi? Ja tylko zrobiłam to co mi kazałaś.- powiedziała wwiercając we mnie wzrok.
   - Naprawdę, aż tak źle na ciebie działam?- powiedziałam z ironią.- Jestem złym dzieckiem.- Nie żałowałam żartów, byłam w dość złym humorze i starałam się go poprawić. Po chwili, gdy się uspokoiłam podeszłam do łóżka i z materaca wyciągnęłam komórkę. Odwróciłam się powoli do Niny. - Ani słowa rodzicom.
   - Od kiedy masz drugą komórkę?- zapytała podpierając się pod boki. Tak, wcześniej jej nie mówiłam o moim ukrywanym sprzęcie, ale na całe szczęście nie widziała MP3, ani laptopa.
   - Mam wiele powodów. Na przykład, kiedy mam szlaban i mama zabiera mi komórkę, albo gdy nie mogę znaleźć pierwszej.- powiedziałam samom prawdę. Przydaje się drugi fonek.- Zastanów się nad drugą, dobrze ci zrobi.
   - Dobra, dobra. Wystarczy mi twoich rad.- powiedziała karcąco. Po kilku sekundach, długich sekundach, gdy wybiłam numer Felina moja siostra uśmiechnęła się do mnie promiennie i przeszywając mnie wzrokiem rzuciła. - Daj mi dziesiątaka, a rodzice się nie dowiedzą.
   - Szantaż? Ty używasz szantażu?- spytałam, nie wierząc w to co od niej usłyszałam. Jej uśmiech zmył się momentalnie i powrócił zaraz potem. Wzruszyła tylko ramionami.
   Z tego co wiem i pamiętam Nina zawsze była tą dobrą córką, nigdy nie była karana. Ta dziewczyna uważa że "kurde" to jest przekleństwo! Nie rozumiem jak to możliwe że przez kilka dni zmieniła się nie do poznania. Jakiś rok temu gdy wymknęłam się przez okno na imprezę- choć miałam szlaban- , a ta dziewczyna to widziała, przy kolacji siedziała jak na szpilkach, jak by popełniła przestępstwo. Rodzice rozpieszczali ją i dbali by wyrosła na miłą, naiwną i grzeczną panienkę, a mną się nie przejmowali, traktowali jak psa, "Idź gdzie chcesz, tylko się nie ubrudź.", "Masz obiad i możesz iść.". Czasami czułam się zraniona, cóż, nie można ich winić nie jestem ich biologicznym dzieckiem, nie znają moich zwyczajów, ani zachowań. Ale przez dziewięć lat mogli się zorientować jaka jestem?!
   - Powiedzmy, że trzeba za coś żyć, oprócz kieszonkowego trzeba jeszcze zarabiać.- wytłumaczyła starając się mówić bez emocji.Wszystko byłoby świetnie zagrane, gdyby nie to że patrzyła na mnie z pod rzęs, bym nie zobaczyła jej oczu.
   - Daj spokój. Nadal nie umiesz kłamać.- powiedziałam wzdychając i wznosząc wzrok do sufitu.- Gdzie idziesz?- zapytałam gdy odwróciła się do drzwi.
   - Zadzwonić do rodziców.- powiedziała. Przez moment patrzyłam jak ze środka pokoju Nina zmierza do drzwi. Kiedy wybuchłam śmiechem, ona stanęła w miejscu i uderzyła się dłoniom w czoło.- Kurde!- Po tym słowie jeszcze głośniej zaczęłam się śmiać, widząc jej zszokowaną minę.
   - Och, Nina użyła bardzo brzydkiego słowa.- powiedziałam przez łzy. Po niecałych pięciu minutach satysfakcji, zaczerpnęłam tchu i wcisnęłam zielony przycisk "dzwoń", przykładając telefon do ucha. Po pięciu sygnałach męczarni, Felin odebrał telefon.
   - Czego chcesz?- warknął, poczułam jego wściekłość, tak silną, że aż oblały mnie dreszcze. Nie spodziewałam się takiego przywitania. Nie widziałam się z nim od pięciu dni a nasze ostatnie spotkanie było okropne. W głowie zadźwięczały mi ostatnie słowa Felina "Świetnie! Dziewczyny, wszystkie jesteście takie same! Idiotki!" gdy odbiły się od mojej głowy zapiekły mnie oczy.
   - N-nie ważne.- powiedziałam powstrzymując łzy, choć nie mogłam powstrzymać płaczliwego głosu. Tylko się nade mną nie lituj, rozłącz się.- pomyślałam.- Przepraszam, że dzwoniłam.- powiedziałam trochę ciszej, starają się zamaskować smutek w głosie. Odsunęłam telefon od ucha i rozłączyłam się natychmiast, rzucając jednocześnie telefonem o ścianę. Świetny pomysł na natychmiastowe rozłączenie się. Tylko później jest problem z obudową.
   - Coś nie tak?- zapytała Nina, zaraz po roztrzaskaniu mojej komórki-drugiej komórki-o ścianę.  Dziewczyna, która była jedynym światkiem mojej histerii, podeszła szybko i otarła moje policzki na których-o dziwo-były łzy.- O co chodzi? Czemu płaczesz?
   - Nie chciałam...znaczy, nie chcę płakać, chcę być wściekła.- szeptałam nie zwracając uwagi na swoją siostrę, która coś tam do mnie mówiła. Wpadłam w poważny dołek. Nic nie widziałam , nawet moja siostra była zamazana. Czemu on się tak zachował? Wtedy w moim pokoju. Czemu teraz się do mnie nie odzywa, trzyma się z dala, traktuje jak wyrzutka?- Idę spać.- powiedziałam, odpychając moją siostrę, podnosząc z podłogi mój "telefon" i wchodząc do łóżka w ubraniu, nakryłam głowę poduszką i prawie natychmiast wessała mnie czarna otchłań, zakończona płonącym domem.

***
*****
Moi drodzy, dziękuję że czytacie i komentujecie. Proszę abyście nie przestawali XD
   No więc, od czego zacząć, na pewno was przeproszę, ponieważ jak wiecie długo mnie nie było, ale sami wiecie kartkówki sprawdziany dyrektorskie itp. itd. :) Ale dziś byłam na wycieczce do instytutu fizycznego i przerabialiśmy temat "Ciśnienie".
   Ogółem pogoda była taka ładna, że aż męcząca. W autobusie przysypiałam, więc włączyłam sobie piosenki i myślałam troszkę nad blogiem i innymi rzeczami-żeby nie zasnąć :D.
   Mam nadzieję że się podoba, przepraszam że takie krótkie, ale po mojej chorobie Weny miałam lekkie opóźnienie.
   Dedykuję ten rozdziałek Natali mojej starej kumpeli, która(mam nadzieję) będzie pisać bloga :) Buziaki kochana.
   Buziaki wszystkim którzy czytają Az :***
Ps:Wiem, że są błędy więc przepraszam :P

poniedziałek, 31 marca 2014

Rozdział 8 Strażnik światła.

"...Strażnik światła w każdym z nas
Gdzieś głęboko ciągle trwa
Strażnik światła w każdym z nas
Czeka wciąż na lepszy czas..."


   Oplatało mnie światło, ze wszystkich możliwych miejsc. Przeszywało, topiło, rozświetlało...łączyło się ze mną w całość. Oczy mnie piekły, aż do bólu. Czułam się jak niewidoma, zamknięta...w jakimś szpitalu. Nie wiem gdzie jestem. Co się ze mną dzieje. Ale wiedziałam jedno...To nie jest Ziemia.
Nic nie zmieniało się przez dobry kwadrans, po czym światło lekko przygasło, zobaczyłam niezliczoną ilość gwiazd, wiele galaktyk łączących się i ginących w ciemnościach. Ale nie to było najpiękniejsze. W oddali zobaczyłam światła zorzy. Cudowne. Światła o niezliczonych ilościach kolorów mijały się jak wstążki, zwijały się w około siebie i rozwiązywały zmieniając kolor, moje oczy przestały boleć, ten widok koił wszystko, nawet uczucia, czułam się jak jedna z gwiazd w galaktyce codziennie rozświetlana przez słońce, a potem przygaszona blaskiem zorzy.
   Ciemność przyszła tak nagle, nie spodziewałam się nawet takiej ostrości grafitu. Gdy skąpałam się w niej, nie czułam nic, żadnych uczuć, ani nerwu...poczułam się jak przy mamie, w tę ostatnią noc przed jej śmiercią.
   Czy wracałam do rzeczywistości? Nie! Nie błagam... Lecz to nic nie dało, zniknęłam.
***
   Czułam wszystkie członki Seraphiny, czułam jej ciało, takie bezradne, delikatne, w odróżnieniu do wielkiej Komety, która z wielką siłą leciała przez galaktykę, rozbijając każdą z rozwijających się planet.
   Podniosłam głowę w ten ludzki sposób i spostrzegłam groźny wzrok tego nastolatka...Felina. Po krótkiej chwili zrozumiałam, gdy przyjrzałam się mu uważniej zobaczyłam, że jego oczy są zupełnie czarne, jak głębia czarnej dziury.
   - Co ty tu robisz?!- syknęłam próbując nie okazywać strachu i złości. Jego urażona mina wbiła się w mą pamięć, wpatrywał się we mnie z lekkim żalem, ale w oczach wyczytałam rozczarowanie i wściekłość. Zrobił krok, zmniejszając nasz dystans. Zabawne jak w ludzkim świecie, jakiś stały byt może znaleźć się tak blisko drugiego.
    - Tak mnie witasz iskiereczko? Wiesz jak długo szukałem twojej linij w pamięci tej planety?- mówił z delikatnością i wyrozumieniem w głosie, spoglądał na mnie z pod rzęs i przerażał aroganckim uśmiechem, który chodził za mną krok w krok.- To oburzające!- warknął i poruszył się szybko w przód, był tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Złapał mnie za dłoń, tak mocno aż poczułam kłujący ból. Odskoczyłam, ale niewiele mi to dało, gdyż na mną pięła się ściana.
   - Odejdź! Nie dotykaj mnie! Precz nieczystości, mgło nieczysto czarna...!- Skończyłam krzyczeć gdy On podniósł ręce w górę, lecz jednocześnie się przysunął. Mój język i gardło ze strachu przymarzło jak chłody kamień na księżycu.
   Nie szukałam drogi ucieczki i tak by mnie znalazł. Nawet nie próbowałam myśleć o niczym, jak tylko o jego bliskości. Wyłączyłam się, wgłębiając w jego ciemne źrenice...Były takie...głębokie, jak jasność po wybuchu classical nova. Pięknej...gwiazdy.
   - Iskiereczko, nie pamiętasz jak było kiedyś? Byliśmy tacy zgodni, tacy...dopełnieni.- powiedział to z żalem i smutkiem. Widziałam oczami mojej starej duszy jak było kiedyś, ciemność i światło. Widziałam każdy szczegół. Ale później pamięć przywiała i złe wspomnienia.
   - Było tak dopóty, dopóki nie zażądałeś większej władzy, siły, potęgi, dopóki nie zapragnąłeś także mojej mocy.- szepnęłam, przenosząc wzrok na beżowe panele. Chciałabym zapomnieć, ale jest to zbyt trudne, jak dla tak starej duszy jak ja.- pomyślałam zagłębiając się w swe marzenia.- Wiesz, że nie mogę ci jej oddać. Zniknęłabym, rozpłynęła się jak pył gwiazdy w galaktyce.- powiedziałam to jeszcze ciszej, po czym podniosłam wzrok na rozżarzone oczy młodzieńca.
   - Nie mów tak. To boli ciebie i mnie.- szepnął mi do ucha, ocierając się swoim ciałem o moje...pożyczone. Myśli kumulowały się z siłą pierścieni Saturna.
   - Kiedy to prawda.- powiedziałam to głośniej, dając mu do zrozumienia wartość tych słów.- Tak będzie, a po moim odejściu wszystko się rozpadnie, wszelkie światło, iskry...- Złapał mnie na gardło i wcisnął moją powłokę w cegły.
   - Nie! Będzie lepiej, oddasz mi wystarczająco dużo, tak byś ty mogła żyć!- krzyczał mi w obliczę, cała jego złość, która była schowana wybuchła w jednej chwili. Jego oczy zapłonęły, twarz się wykrzywiła, a ciało się napięło. Zacisnął mocniej dłoń na mojej grdyce.- Zabiję cię...jeżeli będzie trzeba iskiereczko.- uśmiechnął się szeroko złożył pocałunek na moim policzku, które zapiekło.
   Po chwili wszystko zniknęło, każdy promień. Wszystko.
***
   Byłam, znów byłam. Czułam ból, ucisk na szyi. Piekł mnie policzek i oczy od światła. Gdy kolory powróciły, wszystko wróciło na swoje kontury, a w oczach i myślach nastał spokój. Zobaczyłam twarz Felina przy swojej, wpatrywał się we mnie z wściekłością i udrękom. Spróbowałam się go zapytać "co się stało?", ale próbując ucisk na szyi ponowił się. Powoli doszłam wniosku, że to on trzyma swoją dłoń na mojej grdyce. Moje rozszczepione dłonie, przyciśnięte do ściany przyłożyłam do jego rąk i szarpnęłam, po chwili spojrzał uważniej na sytuację w której się znaleźliśmy i usunął szybko wszczepioną we mnie dłoń.
   - Przepraszam!- krzyknął natychmiast, wtulił się we mnie, a ja złapałam łapczywie powietrze,w piekące-czego nie zauważyłam-płuca. - N-nie wiem c-co we mnie wstąpiło! J-ja nic n-nie pamiętam!- Jąkał się i krzyczał, gładząc moje włosy.
   Spostrzegłam lukę w mojej pamięci i zadziwiającą wściekłość do Felina. Tego chłopaka, któremu wybaczyłam, do Felina, który teraz siedział na kolanach, tuląc moją głowę do swojej piersi.
   - Dość!- zauważyłam zdziwiona, że ten krzyk należy do mnie, do rozwścieczonej nastolatki. Odepchnęłam chłopaka z całej siły od siebie, a on poleciał do tyłu.- Puść mnie!
   - Seph, naprawdę nie wiem co się stało!- wrzasnął, aż poczułam nutę wściekłości w jego głosie.- Nie gniewaj się.- powiedział to o wiele spokojniej.
   - Super!- Nie spodziewałam się takiej reakcji po swojej stronie.- Nie gniewać się?!- Rzeczywiście ciężko było zapanować nad moją wściekłością, ale to było coś innego...nienawiść.O cholera! Czułam niesmak do swojego najlepszego przyjaciela. Ja naprawdę jestem dziwna.- Wyjdź- Wskazałam palcem drzwi, starają się opanować wściekłość.
   - Ale...- Nie pozwoliłam mu powiedzieć, tylko ruszyłam dłonią rzeczy ruszył do drzwi.- Świetnie! Dziewczyny, wszystkie jesteście takie same! Idiotki!- krzyczał, a mi zbierało się na płacz. Miałam wilgotne oczy, klatka piersiowa mnie piekła, a nos swędział przeraźliwie.
   Gdy wyszedł usłyszałam jego tupot butów i głos mamy, "Co się tam stało?", odpowiedział "Nic interesującego." i zatrzasnął drzwi. Mama więcej o to nie pytała, ani nie poinformowała Niny, o tacie chyba nie muszę mówić. Bałam się, czułam okropny ból, smutek. To było przerażające, tak jak myślenie, jak bardzo cierpiała mama, ta spalona skóra, ten ból ciała, którego w pewnym stopniu nie miała. Gdy zastanawiam się nad tym co tu się stało, jeszcze bardziej boli, jakbym rozdrapała ranę sprzed wielu lat.

   Od incydentu z Felinem nie rozmawialiśmy ze sobą przez dobre pięć dni, nie pisaliśmy, ani nie odzywaliśmy się do siebie. I dopiero teraz wiedziałam, że Felin zabliźniał ranę w środku, samym przebywaniem ze mną. Ale teraz kiedy widzę go na końcu ulicy, on odwraca wzrok, a później sztywno zmierza w przeciwnym kierunku, lub omija mnie szerokim łukiem. To boli jak diabli.
   Gdy wróciłam z miasta rzuciłam się na łóżko i siedzę tak już z godzinę, zastanawiając się, co zaszło tamtego popołudnia, mogło się zdarzyć wiele rzeczy, ale niewiele przychodzi mi do głowy.Chłopak, który żył praktycznie ze mną cały czas, teraz mnie nienawidzi.
   - Może ty wierz.- szepnęłam do Niej, mając nadzieję że odpowie. Długo nie musiałam czekać.
   - Wiem.- odpowiedziała niepewnie.- Ale żeby ci to powiedzieć, muszę wyjaśnić kim jestem, a to...nie będzie proste- Czułam Jej dystans, nie mogłam sobie wyobrazić, że Ona cierpi bardziej niż ja, ale na to wskazywał Jej głos.
   - Wal śmiało, mam nadzieję, że nie może być gorzej.- szepnęłam te ostatnie słowa raczej do siebie niż do niej, ale usłyszała.
   - Od czego zacząć...Chyba od najłatwiejszego.- powiedziała i zaczęła monolog długo wyczekiwany przeze mnie.- Jestem tak jakby materią, światłem...Baterią zasilającą świat, nie wiem do końca jak to ująć w słowa. Moja moc jest niewyczerpana, ale jest On, czyli druga strona medali "ciemność". Kiedyś żyliśmy w zgodzie, byliśmy jak...małżeństwo, ale On zapragną czegoś więcej, potęgi, siły, mojej...mojej życiowej Energi, światła-Tu załkała cicho- Chce mnie dopaść, a beze mnie świat rozpadnie się, mówię nie tylko o Ziemi, mówię o całej galaktyce. Wszelkie możliwe światło zniknie i nastanie ciemność. Próbuję wytłumaczyć Mu to, ale On nie potrafi słuchać, jest nieczuły.
   - Ach.- Moja głowa pulsowała, w mojej czaszce była jedna wielka breja. Siedziałam na rogu łóżka i trzymałam dłońmi głowę, opierając łokcie o kolana.- Spróbuję nie panikować- Stwierdziłam po chwili ciszy.- Ty...mogę ci mówić po imieniu?
   - Imię? Ja nie mam imienia, jestem światłem.- Stwierdziła, oczami duszy mogłam zobaczyć jej zdziwioną minę.
   - W takim razie nazwę cię *Lux, może być?- zapytałam niepewna swojego nowego pomysłu. Ale jej zachowanie, było jeszcze bardziej dziwne.
   - Super! Lux, piękne.- zachwyciła się, tak bardzo, że krzycząc poraziła moje fale mózgowe.

_________________________________________
 *Lux- łac. Światło
_________________________________________
Przepraszam za błędy, ale słowniczek mi trochę szwankuje, a wszystkich błędów nie wyłapię.
Dziękuję wszystkim za komentarze, mam nadzieję,
 że troszkę was chociaż nakarmiłam informacjami.
Kochani, to jeszcze nie koniec :)
W ogóle dzisiejszy dzień jest taki głupi, głowa mnie boli, pogoda do...zła pogoda XD
No ale piszcie kom. a ja będę czytać :)
Wasza Az
Pozdrawiam moją ukochaną czytelniczkę aG., która ciągle komentuje i czyta. :)
Weny złotko!

wtorek, 25 lutego 2014

Rozdział 7 "Światło jest w każdym z nas..."

Ranek był przeraźliwie słoneczny. Choć rolety były opuszczone, światło słoneczne raziło w oczy.
Wczoraj, kiedy wszystko w pokoju zgasło, a telefon wyłączył się, nie przejęłam się tym, ale kiedy Ona powiedziała o Nim, moje obawy stały się dość wystarczające, by stwierdzić, że nie bez powodu Ona "przyszła" do mnie. Ale wciąż się zastanawiam kim Ona jest, mówiła, że mi powie, ale czasem mam za słabe nerwy, a kiedy indziej to Ona namyśla się, czy na pewno jest w stanie mi to wytłumaczyć. Zastanawiam się czy ona w ogóle wie jak wyjaśni9ć swoje pochodzenie, wie kim jest i skąd się wzięła w mojej głowie.No ale cóż, życie nie jest jak Disneyland.
Dziś siedziałam w pokoju czytając jakąś powieść romantyczną, a konkretnie "Desiree, czyli czas próby"- powieść od której nastolatki miały całą wilgotną twarz, serce krajało się, a dusza pękała w szwach; w skrócie, bardzo smutna opowieść.- przez parę miesięcy, ta książka dosłownie walała się po kątach mojego pokoju, a jej wygląd przypominał Tytanic po katastrofie. Rogi wywijały się chyba we wszystkie strony, pierwsze trzydzieści kartek było poplamione od herbaty wylanej, niechcący przez moją siostrę, która "próbowała" posprzątać na moim biurku- jej zdaniem mój pokój to porażka, ale gdyby porównała go z sypialnią rodziców, którzy co dzień mieli coś do roboty, to nawet by się nie fatygowała do dotykania moich rzeczy.- Od tego dnia zamykam pokój na klucz, oczywiście nie żeby zrobić jej na złość, ale by zabezpieczyć moje rzeczy od możliwie nieuzasadnionych wypadków.
Po policzkach spływały mi drobne słone kropelki łez. Ręce drżały, a głowa pękała od bólu. Na dodatek żołądek ściskał się i skręcał, ale to wszystko nie przez tą książkę, ale przez chłopczyka, który wciąż powracał w pamięci.
- Nie udawaj że czytasz.- powiedział cicho Głos, nie zważając na mój stan.
- Odwal się.- szepnęłam tak cicho, że ledwo sama usłyszałam swoje słowa, które uginały się pod płaczliwym ale stanowczym głosem
Nagle poczułam szarpiące mną mdłości, oraz przerażająco głośny dzwonek do domu. Przemierzyłam szybko pokój i uchyliłam drzwi, usłyszałam kroki i głos mamy z dołu.
- Ona nie jest w dobrym stanie.- oczami duszy widziałam jej przyćmioną mgłą minę, a w duszy krzyczałam by nie była to osoba o której myślę.
- Proszę tylko chwile...- usłyszałam męski przyciszony głos, później głośne westchnięcie i ponownie głos mamy.
- No dobrze, tylko...bo nie wiem...ok.- mówiła tak cicho, że usłyszałam tylko przerywane słowa, ale to mi wystarczyło.- Kochanie, Felin przyszedł w odwiedziny!- krzyknęła, a ja popędziłam cicho w stronę łazienki.
- Nie!- krzyknęłam, protestując przed wejściem tego chłopaka, bo wiem, że gdybym tylko na niego spojżała wybaczyłabym wszystkie jego, nawet najgorsze winy.
Zamknęłam drzwi na kluczyk i odwróciłam się w stronę muszli. Nie wiem ile zabrało mi czasu zwracanie śniadania, ale kiedy skończyłam, położyłam się na zimnych kafelkach.
- Seph? Chcę tylko porozmawiać...wyjaśnić.- szeptał przez zamknięte drzwi.- Jeśli chodzi o moją kuzynkę, to dowiedziałem się o niej dopiero niedawno, proszę...chciałem ci powiedzieć...
- Kiedy?- warknęłam, aż sama przeraziłam się ile jadu usłyszałam w swoim głosie.-
Wystarczyło tylko napisać "Seph musimy porozmawiać spotkajmy się...u mnie.".- powiedziałam coraz bardziej bliska łez, lecz wciąż nad sobą panowałam.
- Wiem prze-przepraszam. Wyjdź.- usłyszałam jego cichy słodki szept, pełen żalu...Jezu! Czemu on musi taki być. Kusi jak piekielny demon, tak słodki, tak piękny, że aż serce boli, gdy się go olewa.
Wstałam ostrożnie, podeszłam do drzwi, złapałam za kluczyk, ale nie przekręciłam. Stałam. Nie wiem na co czekałam i wtedy odezwał się głos. Mój. Płaczliwy, ale nie piskliwy.
- Ja też, przepraszam. Nie powinnam tak tego wyolbrzymiać.- bose stopy parzyły z zimna, ale nawet nie zwróciłam ta to uwagi. Tylko oparłam o drewniane drzwi głowę, która troszkę zabolała,
- Nie, masz rację, to moja wina.- szepnął, poczułam jak serce zabiło mocniej, płuca jak gdyby się skurczyły, a oczy zaszkliły się, zamazując pole widzenia.
- Otwórz te drzwi!- krzyknął Głos, tak głośno, że prawie podskoczyłam. A światło w łazience zamigało.
Przekręciłam kluczyk w pół i poczułam przenikliwy ból, tak silny i przerażający, że upadłam na ziemię i uderzyłam głową o posadzkę.
- Seph?- zaniepokojony głos Felina i Jej krzyk, który sprawił, że musiałam złapać za pulsującą od bólu głowę.
- Nic mi nie...jest.- powiedziałam przez zaciśnięte zęby, skuliłam się i leżałam. Wszystko w około zanikło, w uszach zaczęło mi gwizdać, a kończyny odmrożone od chłodu w łazience piekły.
Po niecałej minucie, poczułam dłonie na ramieniu i na karku. Otworzyłam oczy, które zaciskałam z całej siły i ujrzałam przerażoną twarz Felina. Jego jasne krótkie włosy spływały po owalnej twarzy, zielone ślepia spoglądały na mnie szeroko otwarte, oczy sine od braku snu, a twarz zbladła od strachu. Teraz naprawdę wygląda jak duch.- pomyślałam i znów przymknęłam powieki pod wpływem silnego bólu.
Zapomnij! nie myśl tak o nim! To przyjaciel. A może nie? Nie?! Nie?!...
Felin dotknął mojego policzka, a ja podniosłam swoją dłoń i dotknęłam jego, żeby dać mu znak, że nic mi nie jest. Zrozumiał i od razu, jego twarz odrobinę zarumieniła się. Jego ciepłe palce oplotły się w około mojej dłoni. A oczy ogrzewały mój środek.
- Wszystko ok?- zapytał ostrożnie, gdy moje bębenki przestały szaleć.
- Tak, wszystko jest super, tylko głowa mnie trochę boli.- powiedziałam gdy pomógł mi wstać oczywiście jak to ja, poślizgnęłam się i żeby się podtrzymać złapałam za jego koszulkę, a on złapał mnie. Spłonęłam rumieńcem, a żeby to ukryć odwróciłam twarz w stronę drzwi, w których stanęła moja- ledwo przytomna- mama, trzymająca w dłoni telefon i siostra, zakrywająca dłonią usta.

Resztę dnia przesiedziałam z Felinem w pokoju. Co najdziwniejsze Ona w ogóle się nie odzywała.
Z Felinem rozmawialiśmy o filmach i o ulubionym smaku chipsów.
Zebrało mi się na kichanie. O nie, tylko nie to.- pomyślałam przypominając sobie poprzedni wieczór. Oczywiście jak na złość wciąż kręciło mnie w nosie, próbowałam to zatrzymać, ale niestety nie potrwało to długo. Nabrałam powietrza i...Psikkk...
Nastała ciemność, w pokoju zgasły wszystkie lampy, prócz jednej na szafce nocnej.
- Okej, co...?- zaczął ale przerwałam mu ruchem ręki.
- Nie chcesz wiedzieć.- powiedziałam i znów zaswędziało mnie w nosie, znów kichnęłam, a wszystkie światła wróciły do normy. Tak jakby nigdy nic.
- Chyba...
- Nie, odmawiam składania zeznań.- przerwałam mu, jednocześnie wywołując uśmiech na jego twarzy, która nie patrzyła się na mnie, tylko na swoje dłonie.
- Jest pani pewna? A może jednak spróbuje pani wyjaśnić?- zapytał i spojrzał na mnie z pod rzęs, zaparło mi dech.
Co się ze mną dzieje.- szepnęłam do siebie, jednocześnie karcąc się za to. To mój przyjaciel.
- Elektryk coś sknocił.- powiedziałam niewzruszonym głosem.- Nic więcej nie szepnę.- powiedziałam zbliżając swoją głowę do jego, wytrzymując jego wzrok.
- Nie musisz szeptać, wystarczy powiedzieć.- powiedział tak że musiałam się skoncentrować by usłyszeć co mówi, a moją twarz otuliło ciepło jego oddechu. Na karku pojawiła się gęsia skórka, a oczy powędrowały w stronę jego ust.
Znów krzyk w mojej głowie sprawił, że musiałam złapać dłońmi za głowę.
- Odejdź!- wrzeszczała bez opamiętania.- Zostaw! Aaa...!- głowa łupała od krzyku.
Wstałam na chwiejne nogi i ruszyłam niestabilnie w stronę szafki nocnej, niecały metr ode mnie. Stopy stąpały niepewnie, ręce ściskały głowę, ciało gięło się w każdą stronę, ból rozrywał mi wszystko, jakby to była bomba, która wybucha w głowie zostawiając papkę.
Naprawdę byłam zdziwiona, że jeszcze potrafię myśleć. Nie chciałabym siebie zobaczyć, pewnie wyglądałam jak zombie, aż współczułam Felinowi, że musiał na to patrzeć. Odchodziłam po mału od zmysłu słuchu, węchu czy dotyku, liczył się tylko ból. Parłam do przodu, żeby tylko pozbyć się powodu tego krzyku.
Chwyciłam pewnie za srebrną rączkę szuflady i wyciągnęłam Aspirynę. Może nie był to najlepszy środek z tego co miałam, ale teraz liczył się każdy lek przeciwbólowy. Wycisnęłam dwie pastylki i wrzuciłam je do gardła, połykając na sucho. Usiadłam w rogu szafki nakryłam głowę rękami i skuliłam nogi.
- Przepraszam.- szepnęła, a ból stopniowo zelżał, nie miałam odwagi użyć rozumu, nie mogłam nawet poruszyć kończynami, ale wiedziałam, że trzęsę się jak galareta. Bałam się podnieść wzrok, czy spojrzeć Felinowi w oczy, jeżeli sam ze strachu nie wybiegł z pokoju.
Poza tym kto normalny po takim zachowaniu nie zadzwoniłby do szpitala, czy psychiatryka. Zauważyłam, że nie tylko czułam ból, był też strach, ale nie przed ponownym pojawieniem się bólu, to nie był mój strach.
Płuca, które teraz nie należały do mnie pobierały powietrze wchłaniając je bardzo szybko. Drgałam na całym ciele, a ręce które okrywały twarz i głowę odłączyły się od reszty ciała, potem stopniowo traciłam kontakt z nogami i tułowiem. A po jakimś czasie nic nie czułam, nerwy wykluczyły mnie, a umysł odizolował, odciął od siebie jak bakterie w obcym organizmie.
Próbowałam podnieść powieki, które mnie nie słuchały, spróbowałam nawet podnieść się na rękach, które mnie wyobcowały. Mój własny świat bronił się przede mną, nigdy nie czułam się tak samotna.
Usłyszałam tylko niewyraźne słowa, głos który je wypowiadał był mi znany, jak i odlegle obcy, szeptał:

"...Strażnik światła w każdym z nas
Gdzieś głęboko ciągle trwa
Strażnik światła w każdym z nas
Czeka wciąż na lepszy czas...
"

A później była już tylko ciemność.

                                                                          ***

Witam wszystkich moich czytelników
Przepraszam za moją długą nieobecność i proszę o komentarze.
Wiem, że długo czekacie na to by dowiedzieć się kim jest Ona, tajemnicza "istota", przez innych nazywana "głosem". Mam dobrą wiadomość w Rozdziale 8 już się tego dowiecie. :)
Rozdział dedykuję AAlexsie, która wróciła, po długiej nieobecności.
Pozdrawiam :***

"Światło jest w każdym z nas..."
Bo czyż, na przykład, nie oswoiliśmy się za nadto ze światłem, które łatwo zapalić pstryknięciem wyłącznika? Czy w świetle dostrzegamy jeszcze coś więcej niż tylko służkę na nasze zawołanie?



http://i.pinger.pl/pgr182/46c91752000624e1515d979f