Moja szabloniarnia

poniedziałek, 31 marca 2014

Rozdział 8 Strażnik światła.

"...Strażnik światła w każdym z nas
Gdzieś głęboko ciągle trwa
Strażnik światła w każdym z nas
Czeka wciąż na lepszy czas..."


   Oplatało mnie światło, ze wszystkich możliwych miejsc. Przeszywało, topiło, rozświetlało...łączyło się ze mną w całość. Oczy mnie piekły, aż do bólu. Czułam się jak niewidoma, zamknięta...w jakimś szpitalu. Nie wiem gdzie jestem. Co się ze mną dzieje. Ale wiedziałam jedno...To nie jest Ziemia.
Nic nie zmieniało się przez dobry kwadrans, po czym światło lekko przygasło, zobaczyłam niezliczoną ilość gwiazd, wiele galaktyk łączących się i ginących w ciemnościach. Ale nie to było najpiękniejsze. W oddali zobaczyłam światła zorzy. Cudowne. Światła o niezliczonych ilościach kolorów mijały się jak wstążki, zwijały się w około siebie i rozwiązywały zmieniając kolor, moje oczy przestały boleć, ten widok koił wszystko, nawet uczucia, czułam się jak jedna z gwiazd w galaktyce codziennie rozświetlana przez słońce, a potem przygaszona blaskiem zorzy.
   Ciemność przyszła tak nagle, nie spodziewałam się nawet takiej ostrości grafitu. Gdy skąpałam się w niej, nie czułam nic, żadnych uczuć, ani nerwu...poczułam się jak przy mamie, w tę ostatnią noc przed jej śmiercią.
   Czy wracałam do rzeczywistości? Nie! Nie błagam... Lecz to nic nie dało, zniknęłam.
***
   Czułam wszystkie członki Seraphiny, czułam jej ciało, takie bezradne, delikatne, w odróżnieniu do wielkiej Komety, która z wielką siłą leciała przez galaktykę, rozbijając każdą z rozwijających się planet.
   Podniosłam głowę w ten ludzki sposób i spostrzegłam groźny wzrok tego nastolatka...Felina. Po krótkiej chwili zrozumiałam, gdy przyjrzałam się mu uważniej zobaczyłam, że jego oczy są zupełnie czarne, jak głębia czarnej dziury.
   - Co ty tu robisz?!- syknęłam próbując nie okazywać strachu i złości. Jego urażona mina wbiła się w mą pamięć, wpatrywał się we mnie z lekkim żalem, ale w oczach wyczytałam rozczarowanie i wściekłość. Zrobił krok, zmniejszając nasz dystans. Zabawne jak w ludzkim świecie, jakiś stały byt może znaleźć się tak blisko drugiego.
    - Tak mnie witasz iskiereczko? Wiesz jak długo szukałem twojej linij w pamięci tej planety?- mówił z delikatnością i wyrozumieniem w głosie, spoglądał na mnie z pod rzęs i przerażał aroganckim uśmiechem, który chodził za mną krok w krok.- To oburzające!- warknął i poruszył się szybko w przód, był tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Złapał mnie za dłoń, tak mocno aż poczułam kłujący ból. Odskoczyłam, ale niewiele mi to dało, gdyż na mną pięła się ściana.
   - Odejdź! Nie dotykaj mnie! Precz nieczystości, mgło nieczysto czarna...!- Skończyłam krzyczeć gdy On podniósł ręce w górę, lecz jednocześnie się przysunął. Mój język i gardło ze strachu przymarzło jak chłody kamień na księżycu.
   Nie szukałam drogi ucieczki i tak by mnie znalazł. Nawet nie próbowałam myśleć o niczym, jak tylko o jego bliskości. Wyłączyłam się, wgłębiając w jego ciemne źrenice...Były takie...głębokie, jak jasność po wybuchu classical nova. Pięknej...gwiazdy.
   - Iskiereczko, nie pamiętasz jak było kiedyś? Byliśmy tacy zgodni, tacy...dopełnieni.- powiedział to z żalem i smutkiem. Widziałam oczami mojej starej duszy jak było kiedyś, ciemność i światło. Widziałam każdy szczegół. Ale później pamięć przywiała i złe wspomnienia.
   - Było tak dopóty, dopóki nie zażądałeś większej władzy, siły, potęgi, dopóki nie zapragnąłeś także mojej mocy.- szepnęłam, przenosząc wzrok na beżowe panele. Chciałabym zapomnieć, ale jest to zbyt trudne, jak dla tak starej duszy jak ja.- pomyślałam zagłębiając się w swe marzenia.- Wiesz, że nie mogę ci jej oddać. Zniknęłabym, rozpłynęła się jak pył gwiazdy w galaktyce.- powiedziałam to jeszcze ciszej, po czym podniosłam wzrok na rozżarzone oczy młodzieńca.
   - Nie mów tak. To boli ciebie i mnie.- szepnął mi do ucha, ocierając się swoim ciałem o moje...pożyczone. Myśli kumulowały się z siłą pierścieni Saturna.
   - Kiedy to prawda.- powiedziałam to głośniej, dając mu do zrozumienia wartość tych słów.- Tak będzie, a po moim odejściu wszystko się rozpadnie, wszelkie światło, iskry...- Złapał mnie na gardło i wcisnął moją powłokę w cegły.
   - Nie! Będzie lepiej, oddasz mi wystarczająco dużo, tak byś ty mogła żyć!- krzyczał mi w obliczę, cała jego złość, która była schowana wybuchła w jednej chwili. Jego oczy zapłonęły, twarz się wykrzywiła, a ciało się napięło. Zacisnął mocniej dłoń na mojej grdyce.- Zabiję cię...jeżeli będzie trzeba iskiereczko.- uśmiechnął się szeroko złożył pocałunek na moim policzku, które zapiekło.
   Po chwili wszystko zniknęło, każdy promień. Wszystko.
***
   Byłam, znów byłam. Czułam ból, ucisk na szyi. Piekł mnie policzek i oczy od światła. Gdy kolory powróciły, wszystko wróciło na swoje kontury, a w oczach i myślach nastał spokój. Zobaczyłam twarz Felina przy swojej, wpatrywał się we mnie z wściekłością i udrękom. Spróbowałam się go zapytać "co się stało?", ale próbując ucisk na szyi ponowił się. Powoli doszłam wniosku, że to on trzyma swoją dłoń na mojej grdyce. Moje rozszczepione dłonie, przyciśnięte do ściany przyłożyłam do jego rąk i szarpnęłam, po chwili spojrzał uważniej na sytuację w której się znaleźliśmy i usunął szybko wszczepioną we mnie dłoń.
   - Przepraszam!- krzyknął natychmiast, wtulił się we mnie, a ja złapałam łapczywie powietrze,w piekące-czego nie zauważyłam-płuca. - N-nie wiem c-co we mnie wstąpiło! J-ja nic n-nie pamiętam!- Jąkał się i krzyczał, gładząc moje włosy.
   Spostrzegłam lukę w mojej pamięci i zadziwiającą wściekłość do Felina. Tego chłopaka, któremu wybaczyłam, do Felina, który teraz siedział na kolanach, tuląc moją głowę do swojej piersi.
   - Dość!- zauważyłam zdziwiona, że ten krzyk należy do mnie, do rozwścieczonej nastolatki. Odepchnęłam chłopaka z całej siły od siebie, a on poleciał do tyłu.- Puść mnie!
   - Seph, naprawdę nie wiem co się stało!- wrzasnął, aż poczułam nutę wściekłości w jego głosie.- Nie gniewaj się.- powiedział to o wiele spokojniej.
   - Super!- Nie spodziewałam się takiej reakcji po swojej stronie.- Nie gniewać się?!- Rzeczywiście ciężko było zapanować nad moją wściekłością, ale to było coś innego...nienawiść.O cholera! Czułam niesmak do swojego najlepszego przyjaciela. Ja naprawdę jestem dziwna.- Wyjdź- Wskazałam palcem drzwi, starają się opanować wściekłość.
   - Ale...- Nie pozwoliłam mu powiedzieć, tylko ruszyłam dłonią rzeczy ruszył do drzwi.- Świetnie! Dziewczyny, wszystkie jesteście takie same! Idiotki!- krzyczał, a mi zbierało się na płacz. Miałam wilgotne oczy, klatka piersiowa mnie piekła, a nos swędział przeraźliwie.
   Gdy wyszedł usłyszałam jego tupot butów i głos mamy, "Co się tam stało?", odpowiedział "Nic interesującego." i zatrzasnął drzwi. Mama więcej o to nie pytała, ani nie poinformowała Niny, o tacie chyba nie muszę mówić. Bałam się, czułam okropny ból, smutek. To było przerażające, tak jak myślenie, jak bardzo cierpiała mama, ta spalona skóra, ten ból ciała, którego w pewnym stopniu nie miała. Gdy zastanawiam się nad tym co tu się stało, jeszcze bardziej boli, jakbym rozdrapała ranę sprzed wielu lat.

   Od incydentu z Felinem nie rozmawialiśmy ze sobą przez dobre pięć dni, nie pisaliśmy, ani nie odzywaliśmy się do siebie. I dopiero teraz wiedziałam, że Felin zabliźniał ranę w środku, samym przebywaniem ze mną. Ale teraz kiedy widzę go na końcu ulicy, on odwraca wzrok, a później sztywno zmierza w przeciwnym kierunku, lub omija mnie szerokim łukiem. To boli jak diabli.
   Gdy wróciłam z miasta rzuciłam się na łóżko i siedzę tak już z godzinę, zastanawiając się, co zaszło tamtego popołudnia, mogło się zdarzyć wiele rzeczy, ale niewiele przychodzi mi do głowy.Chłopak, który żył praktycznie ze mną cały czas, teraz mnie nienawidzi.
   - Może ty wierz.- szepnęłam do Niej, mając nadzieję że odpowie. Długo nie musiałam czekać.
   - Wiem.- odpowiedziała niepewnie.- Ale żeby ci to powiedzieć, muszę wyjaśnić kim jestem, a to...nie będzie proste- Czułam Jej dystans, nie mogłam sobie wyobrazić, że Ona cierpi bardziej niż ja, ale na to wskazywał Jej głos.
   - Wal śmiało, mam nadzieję, że nie może być gorzej.- szepnęłam te ostatnie słowa raczej do siebie niż do niej, ale usłyszała.
   - Od czego zacząć...Chyba od najłatwiejszego.- powiedziała i zaczęła monolog długo wyczekiwany przeze mnie.- Jestem tak jakby materią, światłem...Baterią zasilającą świat, nie wiem do końca jak to ująć w słowa. Moja moc jest niewyczerpana, ale jest On, czyli druga strona medali "ciemność". Kiedyś żyliśmy w zgodzie, byliśmy jak...małżeństwo, ale On zapragną czegoś więcej, potęgi, siły, mojej...mojej życiowej Energi, światła-Tu załkała cicho- Chce mnie dopaść, a beze mnie świat rozpadnie się, mówię nie tylko o Ziemi, mówię o całej galaktyce. Wszelkie możliwe światło zniknie i nastanie ciemność. Próbuję wytłumaczyć Mu to, ale On nie potrafi słuchać, jest nieczuły.
   - Ach.- Moja głowa pulsowała, w mojej czaszce była jedna wielka breja. Siedziałam na rogu łóżka i trzymałam dłońmi głowę, opierając łokcie o kolana.- Spróbuję nie panikować- Stwierdziłam po chwili ciszy.- Ty...mogę ci mówić po imieniu?
   - Imię? Ja nie mam imienia, jestem światłem.- Stwierdziła, oczami duszy mogłam zobaczyć jej zdziwioną minę.
   - W takim razie nazwę cię *Lux, może być?- zapytałam niepewna swojego nowego pomysłu. Ale jej zachowanie, było jeszcze bardziej dziwne.
   - Super! Lux, piękne.- zachwyciła się, tak bardzo, że krzycząc poraziła moje fale mózgowe.

_________________________________________
 *Lux- łac. Światło
_________________________________________
Przepraszam za błędy, ale słowniczek mi trochę szwankuje, a wszystkich błędów nie wyłapię.
Dziękuję wszystkim za komentarze, mam nadzieję,
 że troszkę was chociaż nakarmiłam informacjami.
Kochani, to jeszcze nie koniec :)
W ogóle dzisiejszy dzień jest taki głupi, głowa mnie boli, pogoda do...zła pogoda XD
No ale piszcie kom. a ja będę czytać :)
Wasza Az
Pozdrawiam moją ukochaną czytelniczkę aG., która ciągle komentuje i czyta. :)
Weny złotko!