Moja szabloniarnia

piątek, 30 sierpnia 2013

Rozdział 3 Problemy.

**Seraphina**

Gdy podali nam nasze potrawy, zaczęła się rozmowa.
- Jak tam Nina?- zapytał, ale znał odpowiedź równie dobrze jak ja, zaczął od bardzo błogich pytań.- Może inaczej, nie masz problemów?- zawsze mówiliśmy sobie wszystko, nie mieliśmy przed sobą żadnych sekretów, ufaliśmy sobie nawzajem, więc nie miałam żadnego pretekstu żeby mu nie powiedzieć.
- Mama znalazła moją aspirynę w łazience, moje wszystkie pudełka.- powiedziałam po czym włożyłam do ust kawałek ryby, przeżułam i kontynuowałam.- Zrobiła mi taką awanturę, po tym jak przyszła od psychologa rodzinnego.- prawie że wybuchłam, ale o dziwo im więcej chciałam być wściekła, tym o wiele mniej się złościłam a więcej chciało mi się płakać.- Ale nie mówmy już o mnie.- machnęłam rękom.- Co u ciebie, poza nową siostrą.
- Tak, to jest dobra wiadomość.- spojrzałam na niego i zobaczyłam, że jego zielone oczy nabrały jeszcze mocniejszego koloru, odsłonił śnieżno białe zęby w uśmiechu, dziewczyny, czemu to zawsze muszą być białe zęby i przepiękny uśmiech. Skinęłam głową.- Przeprowadzam się do Paryża.
Najpierw myślałam, że to żart, więc się zaśmiałam, lecz gdy spojrzał na mnie poważniej...krzyknęłam z radości, wyplułam przez przypadek resztki nieprzeżutego łososia. Następnie wstałam i prawie że potknęłam się o własne nogi, przytuliłam go mocniej niż poprzednio i zaczęliśmy skakać z radości. Przypomniałam sobie dzień moich urodzin, kiedy dzieci z domu dla sierot złożyły mi życzenia, a on jedyny podarował mi prezent, była to broszka z niezapominajką, oplecioną w złotą nitkę, mam ją w pokoju, za moją ulubioną książką na regale.
- Można prosić?- pyta, wstając i podając mi dłoń, bez zastanowienia chwyciłam jego dłoń, która była ciepła i delikatna za razem, spostrzegłam, że niewiele osób tańczy, teraz trafiłam z Felinem na dość wolne tępo, a konkretnie Chester See- God Damn You' re Beautifol. Stanęliśmy na środku, Felin prowadził, swoją drogą nieźle tańczy, ja jak oczywiście ja nadeptałam mu dwa razy na nogę i wybuchliśmy śmiechem. Po dwudziestu, może trzydziestu minutach, położyłam mu głowę na ramieniu, a ręce na klatce piersiowej. Nie chciałam stracić tej przyjaźni, przez jedno pytanie, czy jeden głupi ruch, dlatego na swój sposób trzymałam się z dala od jego ust.
Ziemia do Seraphiny, pocałuj go! Dalej!- znów ten głos, więc go zignorowałam, lecz po chwili namysłu odpowiedziałam.
Nie mogę, nie chcę stracić najlepszego przyjaciela, jakiego miałam w życiu.- powiedziałam to spokojnie, bez nerwów.
No okej, wytrzymam to napięcie.- powiedziała zrezygnowany i smutny.
Ludzie ja chyba wariuje! Słysze coś czego oni nie słyszą, tak spostrzegłam po tym jak pierwszy raz głos pokazał się w mojej głowie, moje zachowanie też było dziwne.
Podniosłam głowę i spojrzałam z pod szarych rzęs, na mojego towarzysza, on od razu odwzajemnił spojrzenie, patrzeliśmy na siebie przez większość czasu. Kiedy w końcu piosenka ucichła melodia skrzypiec, wróciliśmy do stolika i dokończyliśmy nasze jedzenie, które było już dość letnie. Wróciłam do domu około dwunastej wieczorem, mając przy boku mojego przyjaciela, czyli teoretycznie spędziłam z nim sześć godzin. Jak to szybko zleciało.
Stanęłam na ogródku razem z Felinem, przytuliłam go mocno.
- Dziękuję za wszystko.- puściłam go i ucałowałam w policzek, tak mam nadzieję robią przyjaciele.- Było wspaniale.
- Nie ma za co, należał ci się jeden spokojny dzień.- zaśmiałam się z nim i w tej samej chwili zobaczyłam Nine płaczącą na schodach ganku.
- Nina?- sprawdziłam, podniosła głowę i ujrzałam spływający jej po twarzy czarny tusz, przygryzała dolną wargę, a jej oczy zabłyszczały od łez. Zaczęło kropić, zupełnie zapomniałam o Felinie i czym prędzej podbiegłam do płaczącej siostry.
- Zadzwonię!- krzyknął, ale nie słuchałam go, bardziej przejęłam się moją siostrą.
Usiadłam obok niej położyłam dłoń na jej policzku, który aż szczypał od zimna.
- Choć do domu i opowiesz mi co się stało.- powiedziałam pociągnęłam ją do drzwi, okryłam ramieniem i ruszyłyśmy szybko do mojego pokoju, usadowiłam ją na łóżku, zamknęłam drzwi na zasuwkę i usiadłam koło niej, zebrałam włosy z mokrej, od łez twarzy i zapytałam ostrożnie i cicho.
- Czemu płaczesz? Co się stało?- nie chciałam jej zbytnio denerwować, tylko dowiedzieć się o co poszło.
- Ten dzień jest po prostu do kitu, Lucas mnie zdradził , a mama i tata się pokłócili, tak hardo, że mama się wyprowadziła na jakiś czas i pogroziła ojcu rozwodem.- wybąkała, smutna i zrezygnowana, a po chwili znów wybuchła płaczem.
- Wiesz gdzie jutro będzie ten cham?- zapytałam naprawdę wściekła.- A rodzicami się nie przejmuj, porozmawiam z nimi, albo sami się przeproszą.
- Okej, Lucas będzie jutro na boisku, często gra w kosza.- powiedziała, otarła łzy i padła mi w ramiona.- Dzięki.
- Nie ma sprawy i wiesz nie przejmuj się, zaopiekuję się nim, zapamięta, że ciebie nigdy nie można zdradzać.- zacisnęłam ją mocniej w swoich ramionach.

Następnego ranka, wszystko robiłam w pośpiechu, spodenki, bluzka bez ramiączek, czarny tusz niebieskie powieki i beżowe usta, na nogi wciągnęłam sandały i ruszyłam na boisko, spotkać się z Luisem.
Grał z trzema młodymi kolesiami, za siatką siedział Felin, dwóch innych i parę dziewczyn. Narobię mu tyle siary, że się nie pozbiera.
W kosza grałam od małego, razem z innymi w domu dziecka, w siatkę niedawno zaczęłam, a w tenisa i inne, prócz bejsbolu, grałam od pięciu lat.
Podeszłam do skaczącego idioty, popchnęłam go na kratkę, dałam z liścia, zbliżyłam twarz do jego ucha i powiedziałam.
- Jeszcze raz zranisz moją siostrę, to tak ci dokopie, że już więcej nie dosięgniesz do kosza.- ostrzegłam, malutko odsunęłam twarz, nie mogłam się powstrzymać, więc kopnęłam go jeszcze w jaja. Tata zawsze mnie uczył, że gdy kopne w to miejsce to świat facetowi się zawali. Upadł, ja uklękłam, podniosłam mu dłonią głowę.- Ale żałośnie wyglądasz, a pomyśl, gdybym cię zdzieliła mocniej, co by sobie pomyślały inne osoby tutaj.- kiwnęłam w stronę ławek, na których wszyscy się w nas wpatrywali, nawet Felin wyglądał na przerażonego.- Rozumiemy się, czyż nie?- zmasakrowałam go jeszcze wzrokiem, a on pokiwał energicznie głową.- Mam nadzieję.- wstałam, rozglądnęłam się.- No co?! To nie teatr.- wszyscy spojrzeli gdzie indziej, już miałam odejść gdy coś mi się przypomniało.- Ach! Masz przeprosić Nine, publicznie.- uśmiechnęłam się, puściłam oczko do Lucasa i odeszłam pewnym krokiem, gdy szłam czułam na plecach wzrok gapiów.

Gdy tylko weszłam do pokoju, zaczęłam skakać, byłam taka radosna, że w końcu zwróciłam na siebie uwagę kumpli. Następnie po wyskakaniu się, ruszyłam do pokoju siostry.
Gdy otworzyłam drzwi, rzuciła mi się na szyję, aż zachwiałam się i wpadłam na ścianę.
- Dzięki, dziękuję!- krzyczała przez dobre dziesięć minut.- Tak strasznie ci dziękuję.
- Czemu tak radosna...? Już opublikowali?- zapytałam ze zdziwieniem, chodziło o opublikowanie, co zdarzyło się na boisku.
- Jakaś dziewczyna nagrała, ciebie i Lucasa. Bosko to zrobiłaś! Podziwiam cię. A zobacz ile jest polubień, od kilku minut..
- Trzydzieści, trzydzieści cztery...i ciągle rośnie.- nieźle, moja reputacja rośnie, następnym razem potraktuje chłopców łagodniej. Na ekranie filmik leciał, było z dwadzieścia komentarzy.
- A moja ulubiona minuta to ta.- na ekranie pojawił się moment, w którym kopnęłam Lucasa między nogi.
- Weź to wyłącz, na żywo było lepsze.- powiedziałam, zaśmiałyśmy się obie i wyszłyśmy na dwór do parku.
W parku było ciepło więc wzięłam tylko brązowe bolerko, a Nina letnią kurtkę. drzewa mówiły do mnie, rzucając płomyk wiatru.na nasze twarze
- Cześć.- rzucił Felin, biegnąc do nas z naprzeciwka, swoją drogą, dziś w ogóle się nie widzieliśmy, oczywiście nie licząc tego na boisku. Podszedł podniósł ręce w geście obronnym.- Nie chcę z tobą zadzierać.- Ludzie po tym incydencie zaczęli mi mówić jaka jestem fajna, albo bali się do mnie podejść.
- Och, nic ci nie zrobię, o ile nie obrazisz mojej siostry.- powiedziałam ostrzegawczo, ale zaraz po tym uśmiechnęłam się.
- Może warto.- powiedział, miał na twarzy uśmiech, ale oczy wyrażały powagę. Nina zgwizdała, spojrzałam na nią karcąco, bo wiem co miała na myśli.- No nic, będę już szedł, idę na trening.koszykówki.- tak, Felin jest dość wysoki, żeby być w jakiejkolwiek drożynie, a dodatkowo wysportowany. Ja różniłam się od niego tym, że ja nie przepadałam za bieganiem, a on w ręcz przeciwnie, uwielbiał. To nie znaczy, że nie radziłam sobie na bieżni, ale nie byłam najlepsza. Najlepsza była Cornelia, przyjechała z Ameryki, a po miesiącu została kapitanem szkolnej drużyny cheerleaderek, teraz wiem skąd się biorą takie lalunie.
- Trzymamy kciuki!- krzyknęłam za nim, a Nina pociągnęła mnie za łokieć.
- Może tam wpadniemy?- zapytała z miną, jakby wygrała dziesięć milionów. Pierwszy raz nie wiedziałam co jej odpowiedzieć.Zerknęłam na chmury powyżej.
- Może.- szepnęłam i poszłam dalej, trzymając pod ramieniem dłoń mojej siostry, przeszywanej, ale siostry.

** **

Byłam wyczerpana, cały czas, nie wiedziałam dlaczego. Aż końcu w którymś momencie siły powracały, witalność energia, wszystko. Znów to co wcześniej, tylko tym razem obraz oświetlała świeca.

Było naprawdę ładnie, dużo świec, lawenda w doniczce i stolik, z białym obrusem, a na nim czerwona zastawa. Na górze żyrandol, z czerwonymi jak krew rubinami, a w środku nich lampka, która odbijała promienie, tworząc fale świateł. Wszystko było piękne. Nagle do stołu dosiadła się młoda dziewczyna i chłopak. Ona była znajoma, to chyba ta mała dziewczynka, która stała przed płonącym domem. Seraphina. Ale chłopaka widziałam pierwszy raz. Rozmawiają cały czas ten monolog, nie mogłam wytrzymać podeszłam do nich, zobaczyłam, że chłopak jest smutny i zapragnęłam go przytulić. Nagle dziewczyna wstała z krzesła i sama to uczyniła, poczułam się lepiej.
Co jest?- zapytał jakiś głos, spostrzegłam, że to głos tej małej dziewczynki.
Nico.- więc odpowiedziałam bez chwili namysłu, z entuzjazmem.
- Mówiłeś coś?- zapytała.
- Nie, ale dzięki za uścisk.- odpowiedział.
- Nawet nie próbuj sobie ze mnie...
- Czyżby nasza smoczyca zmiękła?- on jej przerwał.
Haha...smoczyca?-zaśmiałam się i powtórzyłam przezwisko.
Później wszystko zniknęło, zgasło. Słyszałam monologi, ale nie mogłam odpowiedzieć, ani nic nie widziałam. Nagle znów wszystko się pojawiło, tylko tym razem stali na parkiecie i tańczyli do wolnych piosenek.
Byli tak blisko siebie, znów nie mogłam się pohamować i krzyknęłam.
Ziemia do Seraphiny, pocałuj go! Dalej!- tak się cieszyłam, że są tak blisko, chciałam by byli szczęśliwi.
Nie mogę, nie chcę stracić najlepszego przyjaciela, jakiego miałam w życiu.- odpowiedziała mi spokojnie, zrozumiałam od razu co mówi, byłam troszkę smutna, ale no cóż, ma racje.
No okej, wytrzymam to napięcie.- odpowiedziałam tylko i już siedziałam cicho, aż do momentu gdy puściła go, a obraz znów zniknął.
Nic nie słyszałam, nic nie widziałam. Ale to była przyjemna cisza, dała mi siłę, nasyciła mnie. Później był już tylko spokój, nic więcej.
Dopiero po długiej chwili znów widziałam obraz, tak to znów był ten płonący dom, ta sama płacząca dziewczynka, ten sam krzyk kobiety, ten sam dym, ten sam policjant, wszystko podobne.
___________________________________

Moi drodzy jeżeli chodzi o dobijanie...no to mam nadzieję, że jeszcze tam siedzicie, oraz że nie chodzą wam muchy po oczach, że nie umarliście z nudów.
Proszę uprzejmie o komentarz.
Rozdział dedykuję Alphie Fearis.
(Przepraszam za pazurki, ty wierz o co chodzi) XD
Zapraszam tak że, wszystkich na nową stronę 'O mnie całej, małej'

Buziole :** Az

wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział 2 Rodzinka pomyleńców.

Ciepło, jasność, przyjemność i bezpieczeństwo. Czuję tu wszystko, co najlepsze, a spokój jest nieopisywalny. Długi czas zbierałam siły, lecz wciąż nie mam ich dość, by wyjść i walczyć.
Nagle wszystko pojaśniało, okrążali mnie l u d z i e, udawali, lub po prostu nie widzieli mnie. Stałam koło jakiegoś ceglanego budynku, był stary i zniszczony, a w oknach widziałam ogień. Ze środka wydostawały się krzyki, jęki i wrzaski.
Gdy odwróciłam od niego wzrok w oddali zobaczyłam dziewczynę, włosy miała kruczo czarne, skórę osmoloną, a oczy szkliste od łez. Stała zrezygnowana. Podszedł do niej policjant, zaczął coś do niej mówić, ale ona nie reagowała, nawet nie spojrzała na niego, tylko wpatrywała się w płonący budynek, jak gdyby na coś czekała.
- Seraphina!- zawołał ktoś ze środka, lecz dym był tak gęsty, że nie było widać nawet czubka własnego nosa.
Dziewczynka tylko drgnęła, ale nie podbiegła, tylko stała. Trzymała papierową torbę, która teraz leżała na chodniku, a jej zawartość na asfalcie.
Z pomieszczenia wydobyła się postać, czerwone płomienie oplatały ją od ud, materiał koszulki i włosy, trawił ogień. Wszyscy strażacy nietrzymający węża, podbiegli do dziewczyny z kocami, nakryli ją i próbowali zmniejszyć kolumny płomieni.
- Seraphina!- krzyknęła ponownie nieznajoma, ogień już jej nie sięgał, ale dym rozprzestrzeniał się i uwalniał niemiły zapach spalonej skóry.
- Mamo!- czarnowłosa dziewczynka w końcu ruszyła biegiem. W niecałe pięć sekund mała znalazła się przy płonącej wcześniej osobie, przytulały się i ściskały. Jeśli się nie mylę w taki sposób ludzie okazują sobie nawzajem miłość, ale to co dobre zawsze się kończy, więc musiała przyjechać karetka i zabrać kobietę.
Później wszystko zniknęło i znów oplotła mnie ciemność. Po tym, co zobaczyłam nawet nie chciałam patrzeć dalej. Wiadomo, że po takich obrażeniach istota ludzka nie przeżyłaby, a w każdym razie nie żyłaby długo. Poczułam coś, jakieś dziwne uczucie w sercu, zaczęło mnie to kłuć. Współczucie.

** Seraphina **
Obudziłam się jak co dzień, wstałam, ubrałam się, uczesałam, umyłam zęby, pomalowałam: tym razem użyłam różu i błękitu. Tego dnia czułam się inaczej, czegoś mi brakowało. Ale czego?
Nic nie przychodziło mi do głowy... Aspiryna! Nie wzięłam tabletek. Złapałam za pudełko, ale nie wzięłam ani jednej białej kapsułki. Nie czułam bólu, ucisku, ani żadnego innego nieprzyjemnego uczucia.
Podniosłam telefon i zerknęłam na wyświetlacz.
_________________________
|                                      10:14  |
 |  24.03.2013r.                            | 
|                                                |
|                                                |
|  1 Nieodebrane połączenie        |
|                                                |
|                                                |
|___________________________|
Dzwonił Felin, jak zwykle. Zawsze dzwoni o dziewiątej, a ja zawsze nie odbieram.
Wybiłam numer i przyłożyłam słuchawkę do ucha.
- Hej - odezwał się Felin i od razu zaczął mówić swoje.- Dziś nie ma żadnej imprezy, ale mógłbym cię zaprosić na kolację. - Przez chwilę w ogóle nic nie mówiłam. Zamurowało mnie. Ostatni raz, kiedy byliśmy sam na sam był jakieś dwa, trzy lata temu.- Nie powinienem, ja prze...
- Nie przepraszaj, pójdę z tobą, ale gdzie i o której?- pytam niepewna swoich słów.
- Przyjadę po ciebie o szóstej, co ty na to? - mam nadzieję, że to będzie nic więcej jak tylko kolacja, ale mam przeczucie, że myślę błędnie. Oby mi się zdawało.
- Nie ma sprawy, nie mam co robić wieczorem więc, okej.- Chciałam zaprzeczyć, potem zmienić zdanie i na odwrót, ale coś mnie powstrzymywało.
- Świetnie. Poczekaj moment.- to był nadzwyczajny odgłos radosnego chłopca, jakby sześciolatek dostał super ciężarówkę z łopatką, betoniarką i paroma wiaderkami, czy coś takiego.- Aaaa...jest, jest, jest!- Nie przejęłam się tym, też lubiłam Felina, czasami wyobrażałam sobie jaką byśmy byli parą, zawsze się kończyło na czyjejś zdradzie, to było okropne. Ale poza moimi marzeniami, to dobry chłopak, lepszy od Jason' a Priestley' a. Podobały mi się jego włosy w odcieniu piasku, i te dołeczki w policzkach. Zawsze, gdy się uśmiechał przechodziły mi ciarki po plecach. Raz przez przypadek prawie się pocałowaliśmy, na imprezie, za mało czasu na opowiadanie.
Ruszyłam do salonu, żeby znaleźć "moich rodziców", ale nie znalazłam ich tam, więc ruszyłam do ich sypialni.
- Mamo...- gdy weszłam do pokoju zastałam puste łóżko, otwartą szafę na oścież i czarną półkę, na której leżały rozrzucone pudełka aspiryny, którą chowałam przed mamą w łazience, za koszem do prania. Było ich chyba dwadzieścia. Bałam się coraz bardziej. Pewnie dostanę miesięczną karę na wychodzenie gdziekolwiek i rodzice zabiorą mi telefon, który jest mi niezbędny do życia. Owszem klapka odpada ze starości, baterię trzeba ładować co dwa dni, ale przydaje się do wielu rozmów. Oczywiście rodzice nie wiedzą o moim drugim telefonie schowanym w materacu mojego łóżka, oraz MP3, które kupiła mi babcia na dziesiąte urodziny, schowanym w odpadającej listwie w rogu mojego pokoju, czy też, moim nowym laptopie, którego schowałam w ozdobnej poduszce w narożnej szafie. Mój komputer czasem zostaje wyłączony przez mamę, gdy mam karę. Co najgłupsze z jej strony, podłączyła kamerę w moim pokoju. Nie wie jednak, że mam kolegę, który lubi komputery, oraz złamał hasło dyrektora, wkradł się na stronę internetową szkoły i na stronie głównej wkleił zdjęcie łysej głowy dyra. I dodatkowo, rozbroił kamerkę tak świetnie, że naprawa obrazu głównego, zajęła całe dwa lata.
Gdy wybiegłam z sypialni rodziców Nina robiła sobie kanapkę.
- Gdzie tym razem pojechali rodzice?- zapytałam nieco podenerwowana, zerkając za okno.
- Pojechali do psychologa, mówili coś chyba o nadużywaniu leków, nie przejmuj się, wychodziłaś z gorszych obsesji.- to, to ja wiem, ale gorzej będę się czuła z myślą, że będę musiała tłumaczyć im że nie jestem uzależniona od leków, czy narkotyków, lub strzeli im do głowy, żeby zabrać mnie do psychologa.
- Mam nadzieję, że im nie odwali.- powiedziałam  zmierzając w kierunku telefonu, następnie się rozmyśliłam i ruszam w stronę swojego spokojnego kącika. Weszłam do pokoju.
Może lepiej jeżeli zadzwonię? Nie, bo przez telefon nie rozmawia się o takich sprawach. Mama powiedziała (moja biologiczna matka), że są tacy ludzie, którzy mogą nagrywać rozmowy telefoniczne i w ten sposób dowiedzieć się bardzo dużo. A jeżeli chodzi o tą stukniętą rodzinę, jedyna osoba, która jest spoko to Nina. Jestem adoptowana, mój prawdziwy ojciec tuła się gdzieś po świecie w poszukiwaniu przygód, moja matka zginęła w ogniu, a mój starszy brat uciekł miesiąc przed pożarem. Czasem do mnie pisał, ale bardzo rzadko, pewnie się boi. Także moja niby 'rodzina', jest po prostu nieprawdziwa, przyszywana. Gaja (czyt. Kaja), moja nieprawdziwa matka jest zbyt troskliwa, Nina raczej pilnuje własnego nosa, a Darius (czyt. Dariusz) niby mój ojciec, jest zajęty bardziej swoją firmą i opieką nad Gają. Normalna Paryska rodzinka.
***
Dwie godziny później rodzice wrócili, Darius poszedł od razu do swojego pokoju, a Gaja jak to matka zaczęła temat leków, które znalazła w łazience.
- Każdy nałogowiec tak mówi.- odparła mama po mojej długiej i męczącej powieści o tym, że nie biorę niepotrzebnie leków, ale ona swoje wiedziała, o tak wiedziała.
- Czyli po prostu mi nie ufasz, mówisz o mnie jak o psychicznie chorej i wykłócasz się o leki, które były przeznaczone na różnorodne bóle! A jeżeli i tak masz gdzieś to, co powiem, to najlepiej wsadź mnie do pokoju na dożywocie, odetnij od świata i będziesz miała jedną sierotę z głowy!- wykrzyczałam, przez zaciśnięte gardło, łzy cisnęły mi się w oczach i nie mogłam powstrzymać łkania, pobiegłam do pokoju nie zwracając uwagi na stojącego smutnego ojca i na zszokowaną Ninę. Zatrzasnęłam drzwi, przekręciłam kluczyk i rzuciłam się na łóżko, po czym chwyciłam poduszkę i wypłakałam w nią wszystkie smutki. Łzy szczypały mnie w policzki, a chłód który przynosiły leczył powoli, lecz skutecznie rany zadane dotychczas przez Gaję. Płakałam w nią przynajmniej trzy godziny. Do siedemnastej siedziałam w pokoju i próbowałam zmyć zaschnięty niebieski tusz. Felin jeszcze nie przyszedł. Byłam przebrana w długą czarną suknię, była zwiewna i zdobiona cekinami, na rękach miałam kratkowane rękawiczki bez palców, cienie na oczach koloru czerni, jak i moje włosy polokowane, leżące na ramionach, lecz wciąż oddające ten sam odcień, zlewały się w jedność. Rzęsy pomalowałam szarym tuszem, a na nogi założyłam świetne, połyskujące, popielate szpilki. Siedziałam w łazience przed toaletką i zastanawiałam się nad tym czy dobrze zrobiłam, umawiając się na kolację z Felinem.
To miły chłopak, taki, o jakim zawsze marzyłam: zabawny, z nutką szaleństwa, kochający, kreatywny, asertywny, i przede wszystkim altruista. To właśnie Felin, tyle że on jest dodatkowo przystojny, ale nigdy nie zastanawiałam się czy się w nim zakochałam, czy może po prostu traktuję go jak najlepszego przyjaciela.
Nagle zapaliła się we mnie nutka radości, a na ganku samo z siebie zapaliło się światło i zadzwonił dzwonek do drzwi. Zbiegłam po schodach, jak najszybciej się dało w szpilkach, złapałam za wiszącą na wieszaku szarą torebkę i czarne bolerko z rękawami 3/4. Gdy zmierzałam tak do auta Felina, zerknęłam przez okno do salonu, w którym rodzice byli tak pochłonięci kłótnią, że nawet nie zauważyli jak ich córka wymyka się z domu. Jak znam życie Gaja zaczęła temat firmy taty, czyli jego ciągłego siedzenia w gabinecie, a Darius wykłócał się o to, dlaczego ona kłóci się z dziećmi i im nie wierzy. Wobec tego prawdopodobnie słyszał od początku naszą kłótnie. Mam dość już tej bandy pomyleńców.
***
Felin zabrał mnie do luksusowej restauracji, serwującej owoce morza, oraz ryby. Nie przepadałam za taką kuchnią, ale jeżeli  jest ona dobrze podana, nie mam problemów z jej przełknięciem.
Podeszliśmy do blatu, a mój towarzysz szepnął coś jednej z kelnerek, która następnie zaprowadziła nas do jednego ze stolików. Na naszym leżała mała świeczka, wazon z bukietem lawendy i czerwoną zastawą. Po dosłownie jednej chwili podeszła do nas kelnerka.
- Witam, co mogę podać?- zapytała, uśmiechając się sztucznie i bawiąc się długopisem trzymając go w prawej ręce. Spojrzałam na Felina, który ruchem głowy zachęcił mnie bym zamówiła pierwsza.
Spojrzałam na Menu.
- Poproszę łososia zapiekanego w serze, a do tego białe wino.- powiedziałam spokojnie, choć w głębi byłam niespokojna i wkurzona na rodziców.
- Ja poproszę to samo.- powiedział Felin, po krótkim zastanowieniu.
- Oczywiście.- zaznaczyła coś w notesie i podniosła głowę.- Coś na deser? Polecamy szarlotkę z krewetek.
Aaa! Fuj! Nie będę jeść robali! Chwila, szarlotkę...?!
- Nie!- krzyknęliśmy chórem. Felin prawie że podskoczył na siedzeniu. - Znaczy... Nie, dziękujemy.- dokończyłam spokojniej, a mój towarzysz usiadł na swoje miejsce i schował twarz w dłoniach. Gdy kelnerka odeszła swoim żwawym krokiem, szepnęłam do Felina kilka słów, które mam nadzieję trochę go uspokoiły.
- Nie przejmuj się, nic...
- Nie, to ja przepraszam, to moja nowa siostra.- tak, Felin też był adoptowany, poznaliśmy się na obozie dla sierot, tam też znalazłam nową rodzinę, jak też Felin, później obiecaliśmy sobie spotkanie, a następnie dowiedziałam się o ich corocznych wakacjach w Paryżu. Ale nie słyszałam o nowej rodzinie, czyżbym coś przeoczyła?
- Coś się pokomplikowało? Co z twoją starą rodziną?- pytałam, nie wiedząc co mówię.
- Nie. Po prostu ona straciła niedawno rodzinę, więc moi rodzice ją przygarnęli.- Ach, zamurowało mnie po pierwszym słowie "Nie".- Zatruwa mi życie, całymi godzinami.
Poczułam nagłą radość, olśnienie. Nie mogłam panować nad sobą. Wstałam przytuliłam mojego towarzysza i zacisnęłam tak mocno, że nie czułam mięśni.
Co jest?- zapytałam siebie w duchu.
Nico.
Puściłam Felina.
- Mówiłeś coś?- zapytałam, bo nieznajomy głos był taki bliski, jak gdyby osoba mówiąca stała tuż tuż.
- Nie, ale dzięki za uścisk.- podziękował i uśmiechnął się złośliwie.
- Nawet nie próbuj sobie ze mnie...
- Czyżby nasza smoczyca zmiękła?- nawet nie pytajcie czemu 'smoczyca'. Felin mówi tak do mnie jako jedyny, reszta kumpli, po prostu 'Serph'.
Haha...smoczyca?- znów ten głos dobijał mnie, myślą że nie wiem kto tak mówi.
___________________________________________________

Kochani, po pierwsze proszę was uprzejmie o komentarz.
Po drugie pozdrawiam Alphe Fearis, która zawsze komentowała.
Po trzecie i tradycyjnie przepraszam za błędy.

No to, to jest mój nudny rozdział i dobijając was napiszę jeszcze kolejny, kolejny, kolejny i kolejny...XD

Pozdrawiam i całuje
:** Wasza Az

sobota, 17 sierpnia 2013

Rozdział 1. Życie za życia.

Dzień wcześniej

Jak co dzień wstałam z lekkim kacem. Głowa pękała mi, a kończyny wyczerpane wczorajszą imprezom u kumpla, krzyczały pełne bólu. Moje kruczoczarne włosy, spływały po ramionach, splątane i w nieładzie, na głowie.
Wstałam ostrożnie ledwo trzymając się na nogach, potknęłam się chyba z pięć razy(swoją drogą niezły wynik), krocząc do toaletki.
Gdy zerknęłam w lusterko nie przeraziłam się, tylko uśmiechnęłam i puściłam oczko do odbicia. Chwyciłam za szczotkę i rozczesałam swoje ciemne włosy. Resztę rzeczy zrobiłam szybciej.
Najgorsza zmora to ubiór, ale ostatecznie chwyciłam białe kimono i dżinsowe spodenki. Pomalowałam rzęsy żółtym tuszem, cienie wybrałam brązowe i usta przejechałam beżową pomadką.
Gdy tylko wyszłam z pokoju zastałam moją siostrę siedzącą przy stole i opróżniającą karton płatków. Uśmiechnęłam się na ten widok i usiadłam koło niej.
- I jak tam wczorajsza balanga?- pyta, nie podnosząc głowy i wchłaniając jedną łyżkę po drugiej.- Udana? Czy jakiś frajer wezwał policję?
- No cóż, gdy ja jestem nikt nawet nie pomyśli o glinach.- odpowiedziałam, uśmiechając się, złapałam pudełko, w którym najprawdopodobniej zostało kilka chrupek i zwinnie położyłam bose nogi na stole.- A tak w ogóle to gdzie rodzice?- spytałam obojętnym głosem, połykając zawartość pudełka.
- Pojechali na zakupy.- wyjaśniła Nina, zerkając na zegarek.- Już jakaś godzinę temu.
- Tak?- spojrzałam na zegarek, było wpół do jedenastej.- O cholera!- krzyknęłam, wrzuciłam ostatki płatków do buzi i popędziłam do pokoju.
Złapałam komórkę leżącą na szafce nocnej.
Na małym ekranie zabłysły literki:
2 Nieodebrane połączenia od: Felin.
Następnie wybiłam numer mojego kolegi i usłyszałam trzy sygnały, a po nich znajomy głos.
- Halo?...
- Oj, Felin przepraszam cię. Zapomniałam że miałam zadzwonić, jak tylko wybije dziewiąta.- wypuszczałam słowa tak szybko i nie wyraźnie, że nie byłam pewna czy mnie zrozumie. Miałam tylko nadzieję, że wybaczy moją nieuwagę, oraz zapomni o całej zeszłej sprawie, ale on najwyraźniej miał inne plany, niż przejmowanie się daną godziną.- ja naprawdę cię przepraszam, nie patrzyłam na zegarek...
- Seraphina, uspokój się dobrze? Mam dla ciebie dobrą wiadomość, jutro jest impreza u mojego kumpla. Idziesz?- zapytał, choć znał odpowiedź od początku.
- No jasne.- powiedziałam z entuzjazmem, aż wszystko się we mnie grzało z podekscytowania.
- To czekaj na mnie przed domem o siódmej. Ok?- chciałam krzyknąć do słuchawki, że na sto procent.
- Ok.- uspokoiłam się odrobinę.- To pa.- złapałam dziesięć razy powietrze i podeszłam spokojnie do kalendarza, który wisiał na ścianie przy łóżku. Chwyciłam jakiś długopis i napisałam cyfrę.- To będzie dwudziesta impreza w tym miesiącu.- szepnęłam do siebie, zakreślając krzyżyk na dwudziestym czwartym dniu.
Były wakacje, tacy jak ja już dawno chodzą na imprezy alkoholowe i bawią do białego rana. Rodzice jak na razie nie mają nic przeciwko, a moja siostra woli siedzieć godzinami w domu i czytać encyklopedie, jak to ujęła -"Wole przeglądać cegły, niż marnować czas na głupich rozrywkach młodzików"- i tu się nie zgadzam to nie są  g ł u p i e  rozrywki, tylko s u p e r  rozrywki.
Jak na razie jedyna znana mi osoba, która towarzyszy mi w imprezach to Felin, mój kumpel od wielu lat, nie widzimy się dziesięć miesięcy, a gdy się zjawia? Najczęściej w wakacje. Chodzimy na imprezy, przesiadujemy u mnie, lub u niego. Ostatnio zauważyłam, że zbliżyliśmy się do siebie. Za blisko.
Gdy wyszłam z pokoju Nina, stała na rozstawionych nogach, z rękami na biodrach, na twarzy miała wypisane 'czekaj bo ci uwierzę, że wyjdziesz na tą imprezę', brwi podniesione w zdziwieniu, a oczy wyrażały zwątpienie.
- Po tym co odwaliłaś wczoraj, nie sądzę żeby rodzice się zgodzili.- powiedziała, nie zmieniając pozycji.
- Co takiego nabroiłam?- pytam, choć coś mi świta w pamięci. Rodzice byli wściekli.
- Wróciłaś do domu tak nachlana, że Fel musiał cię przynosić do domu bo uginały ci się normalnie kolana.- wyjaśniła i cały obraz nagle pokazał mi się dokładniej. Rzeczywiście byłam napita i to jak. Dwa razy upadłam wracając do domu, sama. Później dogonił mnie mój kumpel i mi pomógł.
Rodzice nie byli zachwyceni moim widokiem, ale zachowywali się przyzwoicie, w stosunku do chłopaka lubionego przez swoją córkę.
Gdy wyszedł, dostałam niezłą operę od mamy:

"- Tydzień szlabanu na telewizor i trzy dni bez imprez!- krzyknęła rozwścieczona.
- Ale mamo...- chciałam jej wyjaśnić, choć byłam zmęczona i trochę nie dochodziłam do tego co miałam pod czaszką. Ale była szybsza i przerwała mi mój zaczęty monolog.
- Jeżeli będziesz krzyczeć lub się kłócić dostaniesz dodatkowy tydzień. Rozumiemy się?!- nie dawała za wygraną i ja miałam to po niej."

Niestety. Ale dzięki niej mam obmyślony plan. Nie będę udawać obłożnie chorej, ani nie będę ich błagać, a tym bardziej nawet nie pomyśle o kłamstwie.
Pójdę szybciej spać. Czy to będzie podejrzane? Nie. Powiem że boli mnie głowa, od samego porządku będę łykać aspirynę. Podejrzewam, że mi uwierzą, po takim stanie w jakim mnie widzieli, wszystko możliwe.
- Mogę cię o coś prosić.- zapytałam podnosząc ręce w błagalnym geście.
- Okej.- powiedziała rozluźniając się i zmieniając pozycje na stojącą.
- Nie mów nic rodzicom, czyli gdzie jestem, co robię i tak dalej.- powiedziałam, prawie że szepcząc. Zobaczyłam w jej oczach podejrzliwość, ale zaufanie.
- No wiesz...
- Proszę, proszę.- prawie zaczęłam łkać, nie przestawałam wpatrywać się w jej oczy, aż do odpowiedniego skutku.
- Dobra, zgadzam się.- powiedziała cofając się trochę zdegustowana i wiedziałam, że będzie żałowała. Już maiłam iść, kiedy powiedziała.- Seph, tylko uważaj na siebie.
Poszłam nie zwracając na nią uwagi, co miała na myśli? Ach, pewnie naczytała się tych wszystkich dramatów o rozdzielonych siostrach. Czasami robiła się od tego denerwująca, no ale cóż jest moją siostrą.
Przez cały dzień próbowałam się pobudzić, piłam dużo napoi zawierających kofeine, napiłam się troszkę koniaku taty. Fuj! Okropne! Słuchałam ROCKU, głośniki brzęczały od basów, a komputer podskakiwał na biurku. W końcu przyjechali rodzice, próbowałam wtedy jak najciszej się pobudzać, nawet nieźle mi szło do czasu kiedy mama weszła do pokoju:
- Kochanie czemu jesteś taka blada.- spytała, zawsze była taka nadopiekuńcza, to mnie wkurzało, traktowała mnie jak pięciolatka, wracającego z przedszkola.
- Nie jestem blada, po prostu mam taką cerę po tacie.- powiedziałam z wyrzutem, nie przyglądając jej się. Siedziałam przed komputerem i oglądałam horror, norma.- A tak w ogóle, puka się jak się wchodzi, zapomniałaś co to prywatność?- nie odpowiedziała od razu, najpierw spojrzała na mnie z byka. W pewnym sensie to był jej sposób na opanowanie wściekłości. Tak jej terapeuta kazał się uspokajać. Czy takim wyrażeniem można kogoś urazić? Raczej nie.
- Nie zapomniałam, po prostu uważam, że troszkę wczoraj przesadziłam z tą karą tak od razu.- więc zamierzała to wszystko odwołać, to do niej niepodobne.- W zamian, pojedziemy do nocnego muzeum, a później na wieże Eiffla.- tak mieszkam w Paryżu. Pewnie myślicie, ale cudownie, miasto miłości, a do tego wielka, ogromna wykałaczka stojąca na środku miasta. Wybaczcie, że to powiem, ale nienawidzę tego 'miejsca'.
- Nie, wiesz mamo głowa mi pęka po wczorajszym wieczorze porostu pójdę wcześniej spać.- wyjaśniłam, a mama zakrzywiła banana w dół.
- Rozumiem, to ty zostaniesz w domu.- odpowiedziała ze smutkiem i wyszła. Nie zrobiło mi się jej żal, ona jak zwykle udawała, żeby odezwało się we mnie sumienie i żebym zmieniła zdanie, ale jednak jestem uparta i nie zamierzam się tak łatwo poddać.

***

Resztę dnia poświeciłam przy komputerze, aż wybiła piąta.
Szykowałam się na imprezę, pomalowałam ponownie, rzęsy, usta i powieki, a następnie ubrałam dżinsowe rurki i czarną bluzkę z wyciętymi trójkątami po bokach i rękawami trzy czwarte, która świetnie kontrastowała z moimi włosami.  Spięłam je w wysokiego kitka, który falował mi zwisając z tyłu na plecach. Nawet nie wiedziałam jak szybko płynął czas. A dziesięć minut po siódmej, Felin sam mnie odwiedził, łapiąc z tyłu za kuca i pociągając w tył.
- Hej księżniczko, co tam słychać w zamku.- rozglądnął się i puścił moje włosy.- Gdzie królewska rodzinka?
- Poszli do nocnego muzeum, a później na tamtego widelca.- wskazałam przez okno palcem, na wieże świecącą teraz jasnym światłem.
- Słyszałem, że dzisiaj ma być niezła burza.- powiedział, podszedł do okna i zmonitorował oczami niebo.
- Tak słyszałeś?- przytaknął ruchem głowy.- W takim razie teraz na pewno nie wejdą na sam szczyt.- uśmiechnęłam się do siebie, męcząc z okrutną zatyczką od perfumu.
- Daj, pomogę.- powiedział wyrywając mi z rąk flakonik.- Widać, że sobie nie poradzisz.- dodał szybko, odwrócił się, a ja naparłam na niego z tyłu i próbowałam odebrać swoją własność.
- Oj! Nie przesadzaj, aż taka słaba nie jestem.- powiedziałam, następnie kopnęłam chłopaka w kostkę, a on upadł na łóżko, z otwartym już czubkiem.
- Au!- wykrzyknął oddał mi pudełeczko i złapał za urażone miejsce.- To bolało!- krzyknął i zrobił minę urażonego dzieciaka.
- I miało boleć.- odpowiedziałam, naciskając na rozpylacz, uwalniając parę niewinnych i chłodnych kropelek.
- Mmm...Konwalia z fiołkami.- szepnął.

***
 
Gdy dotarliśmy na miejsce nie miałam wątpliwości, że to tu. Muzyka uderzyła w moje bębenki, tak mocno, że nie słyszałam nawet kiedy Felin otworzył drzwi od mojej strony. A na dodatek poczułam mdlący zapach alkoholu.
Weszliśmy do środka. Impreza się rozkręcała. Willa nie była taka czysta, wszędzie walały się szklane butelki i papierowe pudełka po napojach.
Weszliśmy do kuchni, która teraz była postrzegana jako 'bar'. Za drzwiami po prawej stronie był wielki salon, w którym wszyscy bawili się na całego. Zaś po mojej lewej, było wyjście na ogród.
- Chcesz coś?- zapytał mój towarzysz, gdy ja rozkoszowałam się widokiem białych róż, oświetlonych, przez sztuczne lampy.
- Tak.- odpowiedziałam.- Tylko tym razem mnie nie opij.- dodałam i uśmiechnęłam się do niego, odpowiedział tym samym i podszedł do lady, przy której stał młody chłopak.
Felin wrócił po chwili z dwoma piwami w dłoni.
- A teraz mi otwórz.
- O to nie musisz się martwić.- powiedział i wyciągnął z przedniej kieszeni otwieracz.- Przygotowałem się.- zaśmiał się i podał mi pierwszej otworzoną butelkę.
Przez kilka godzin bawiłam się na całego, tańczyłam, piłam, wygłupiałam się, zgodziłam się nawet raz na czas-sówkę, czyli kto szybciej wypije piwo.
Zabawa była przednia, poznałam dwóch chłopaków, którzy byli starsi ode mnie o dwa lata i nie piją(głównie dla tego, że kierują).
 - Chodź.- około dziesiątej, Felin zabrał mnie na świeże powietrze, do ogrodu. Było ciemno, ale widziałam niektóre rzeczy, po bokach było pełno kwiatków, a kamienna dróżka prowadziła w stronę łuku oplecionego w białe róże, którym wcześniej się przyglądałam.
Weszliśmy prze nie i ujrzałam pokoik. Ściany były żywopłotem, sięgającym gdzieś może z trzy metry. W około były poustawiane dębowe ławeczki.
Usiedliśmy na jednej.
Była ciepła, zanosząca się na burzę noc.
- I jak ci się podoba?- zapytał nie patrząc na mnie tylko rozglądając się na około.
- Twój kolega jest nieźle nadziany.- powiedziałam i poczułam jak alkohol zaczyna mącić mi w głowie.
- Tak, wiem.- spojrzał na mnie i chciał cos powiedzieć, ale się rozmyślił i zamknął szybko buzię.
 
Reszta wieczoru, już nie była taka fascynująca, ponieważ musiałam sobie odmówić alkoholu, gdyż nie chciałam wrócić do domu tak nietrzeźwa, jak wczoraj.
Razem z Felinem wracałam około jedenastej.
Kropiło, a pioruny uderzały, raz w tą, raz w inną stronę.
- Masz miętówkę?- zapytałam, byłam zmęczona, ale mądra, wiedziałam, że rodzice jutro sprawdzą mnie, oraz moją buzię. Oni naprawdę nie są idiomami i nie dadzą sobie w kasze dmuchać, ale ja inteligencje mam po mamusi. Sięgnął do kieszeni i wyciągną niebieskie pudełeczko, wyciągnęłam dłoń, a on złożył na niej biały i pachnący miętom cukierek. Wchłonęłam go szybko i powoli zaczęłam go ssać, tak by każde miejsce w mojej jamie ustnej ogarnął miętowy posmak.
Gdzieś dalej jasny piorun uderzył w szary teraz budynek, tak mocno, że mogło by się wydawać, iż się rozsypie. Szliśmy spokojnie, omijając wąskie uliczki.
Przechodziliśmy obok, małego sklepiku, koło którego wisiała mała lapa, zapalająca się na czujnik ruchu, tym razem się nie zaświeciła, no ale cóż, może żarówka się spaliła.
Po chwili zaswędziało mi w nosie i kichnęłam.
Po tym dziwnym zdarzeniu, zrobiło mi się cieplej i poczułam się orzeźwiona.
 
Dotarłam do domu około w pół do pierwszej, weszłam przez okno po podpórkach do kwiatków i pożegnałam się z Felinem.
Noc była dziwnie niepokojąca, w ciszy wyczuwałam jakieś napięcie, ale zasnęłam, co chwila pogrążając się w cichej i czarnej nocy, oświetlającej tylko miejscami, przez pioruny.
_____________________________________________
 
 
Moi kochani, przepraszam za tak długi czas oczekiwania,
ale mam nadzieję, że opłacało się czekać.
Rozdziała jest dość długi, ale mam nadzieję, że skojarzycie,
po co to wszystko.
Kochani, piszcie wszystko, co przyjdzie wam do głowy,
bardzo chciałabym znać wasze zdanie,
więc proszę napiszcie w kom.
jak podoba wam się moje opowiadanie.
Miłego czytania.
:** Wasza Az
 \       /
 \   /
V

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Prolog.

Termosfera drgała dziś od światła zorzy polarnej. Ale nie były to agresywne drgania, typu wzburzonych morskich fal, ale jak łagodne poruszenia tęczowych drobin. Jasność nie była silna, co mnie niepokoiło, a ich natężenie silne i nietrwałe. Na ziemi pewnie nie do końca jest ona widoczna, ale tu jaśnieje i promienieje blaskiem prawie codziennie. Dziś niebo było pełne spalających się, rozświetlonych, ognistych skał kosmicznych, które rozpadały się w atmosferze.
Z każdą minutą było ich coraz więcej, zostawiając ogniste smugi, które opadały tuż obok mnie i ginęły, w czeluściach ziemskiej otchłani.

Leżałam na jednej z pobliskich gwiazd, wpatrując się we wszystko z oddali. Wszystkie te zjawiska były podniecające i pełne uroku, przyglądałam się temu wszystkiemu z uwielbieniem. I choć co dzień widzę podobne rzeczy, to wciąż rozpierają one we mnie te same emocje.
Nie skarżę się na swój los i stale cieszę się tym co mam.
Jestem niepoprawną optymistką.
Gwiazda na której leżałam pociemniała i zbledła.
- Zawsze uwielbiałaś to oglądać.- powiedział On, siadając tuż obok mnie.
- Ty tu?- zapytałam, z lekkim zaskoczeniem, odwracając od Niego wzrok.- Myślałam, że wolisz posiedzieć w ciszy.
- Bo wolałbym, ale chcę tak że, byś w końcu zaprzestała tej wojny.- powiedział, spoglądając to na mnie, to na spalające się odłamki.
- Mam się poddać?- spytałam Go, uśmiechając się i kontynuowałam.- Wiesz, że je się nigdy nie poddam.- odparłam, na co on wybuchł strasznym, mocnym i groźnym śmiechem.
- Oj, moja mała iskiereczko, poddasz się i to tak szybko, że nie zorientujesz się nawet, kiedy - wstałam błyskawicznie po tych słowach, gdy ten dodatkowo, otulił mnie prawie wiecznymi ciemnościami, które spływały po nim jak strugi deszczu, po ciele.
- Daj mi spokój.- powiedziałam ostrzegawczo, na co Ten zaśmiał się ponownie.
Zdecydowałam się ostatecznie na zejście, na ucieczkę.

Przeleciałam przez resztę atmosfery była letnia, nocna burza. Pioruny strzelały na wszystkie strony, więc zdecydowałam się wtopić w jednego z nich i nie zwracać takiej uwagi na siebie.
Z potężnym łomotem uderzyłam w budynek, było to bolesne, lecz nieuniknione.
Złączyłam się ze światłem latarni i czekałam. Z ostatkami światła, latarnia zgasła i wydobyłam się na ulicę, cichą, ciemną i oświetloną tylko przez lampy, za oknami.
Nagle oplótł mnie jakiś miły żywot i lekki huk, a później cisza i spokój. I jasność.
____________________________________

Mam nadzieje, że nie zanudziłam was początkiem.
Opowieść o czymś innym, niż dotychczas.
Nie o aniołach.
Wpadłam na ten pomysł, gdy przeglądałam różne szablony.
Jestem ciekawa, co myślicie o tej opowieści, dlatego
proszę o komentarze.
\       /
\   /
\/