Nagle wszystko pojaśniało, okrążali mnie l u d z i e, udawali, lub po prostu nie widzieli mnie. Stałam koło jakiegoś ceglanego budynku, był stary i zniszczony, a w oknach widziałam ogień. Ze środka wydostawały się krzyki, jęki i wrzaski.
Gdy odwróciłam od niego wzrok w oddali zobaczyłam dziewczynę, włosy miała kruczo czarne, skórę osmoloną, a oczy szkliste od łez. Stała zrezygnowana. Podszedł do niej policjant, zaczął coś do niej mówić, ale ona nie reagowała, nawet nie spojrzała na niego, tylko wpatrywała się w płonący budynek, jak gdyby na coś czekała.
- Seraphina!- zawołał ktoś ze środka, lecz dym był tak gęsty, że nie było widać nawet czubka własnego nosa.
Dziewczynka tylko drgnęła, ale nie podbiegła, tylko stała. Trzymała papierową torbę, która teraz leżała na chodniku, a jej zawartość na asfalcie.
Z pomieszczenia wydobyła się postać, czerwone płomienie oplatały ją od ud, materiał koszulki i włosy, trawił ogień. Wszyscy strażacy nietrzymający węża, podbiegli do dziewczyny z kocami, nakryli ją i próbowali zmniejszyć kolumny płomieni.
- Seraphina!- krzyknęła ponownie nieznajoma, ogień już jej nie sięgał, ale dym rozprzestrzeniał się i uwalniał niemiły zapach spalonej skóry.
- Mamo!- czarnowłosa dziewczynka w końcu ruszyła biegiem. W niecałe pięć sekund mała znalazła się przy płonącej wcześniej osobie, przytulały się i ściskały. Jeśli się nie mylę w taki sposób ludzie okazują sobie nawzajem miłość, ale to co dobre zawsze się kończy, więc musiała przyjechać karetka i zabrać kobietę.
Później wszystko zniknęło i znów oplotła mnie ciemność. Po tym, co zobaczyłam nawet nie chciałam patrzeć dalej. Wiadomo, że po takich obrażeniach istota ludzka nie przeżyłaby, a w każdym razie nie żyłaby długo. Poczułam coś, jakieś dziwne uczucie w sercu, zaczęło mnie to kłuć. Współczucie.
** Seraphina **
Obudziłam się jak co dzień, wstałam, ubrałam się, uczesałam, umyłam zęby, pomalowałam: tym razem użyłam różu i błękitu. Tego dnia czułam się inaczej, czegoś mi brakowało. Ale czego?
Nic nie przychodziło mi do głowy... Aspiryna! Nie wzięłam tabletek. Złapałam za pudełko, ale nie wzięłam ani jednej białej kapsułki. Nie czułam bólu, ucisku, ani żadnego innego nieprzyjemnego uczucia.
Podniosłam telefon i zerknęłam na wyświetlacz.
_________________________
| 10:14 |
| 24.03.2013r. |
| |
| |
| 1 Nieodebrane połączenie |
| |
| |
|___________________________|
Dzwonił Felin, jak zwykle. Zawsze dzwoni o dziewiątej, a ja zawsze nie odbieram.
Wybiłam numer i przyłożyłam słuchawkę do ucha.
- Hej - odezwał się Felin i od razu zaczął mówić swoje.- Dziś nie ma żadnej imprezy, ale mógłbym cię zaprosić na kolację. - Przez chwilę w ogóle nic nie mówiłam. Zamurowało mnie. Ostatni raz, kiedy byliśmy sam na sam był jakieś dwa, trzy lata temu.- Nie powinienem, ja prze...
- Nie przepraszaj, pójdę z tobą, ale gdzie i o której?- pytam niepewna swoich słów.
- Przyjadę po ciebie o szóstej, co ty na to? - mam nadzieję, że to będzie nic więcej jak tylko kolacja, ale mam przeczucie, że myślę błędnie. Oby mi się zdawało.
- Nie ma sprawy, nie mam co robić wieczorem więc, okej.- Chciałam zaprzeczyć, potem zmienić zdanie i na odwrót, ale coś mnie powstrzymywało.
- Świetnie. Poczekaj moment.- to był nadzwyczajny odgłos radosnego chłopca, jakby sześciolatek dostał super ciężarówkę z łopatką, betoniarką i paroma wiaderkami, czy coś takiego.- Aaaa...jest, jest, jest!- Nie przejęłam się tym, też lubiłam Felina, czasami wyobrażałam sobie jaką byśmy byli parą, zawsze się kończyło na czyjejś zdradzie, to było okropne. Ale poza moimi marzeniami, to dobry chłopak, lepszy od Jason' a Priestley' a. Podobały mi się jego włosy w odcieniu piasku, i te dołeczki w policzkach. Zawsze, gdy się uśmiechał przechodziły mi ciarki po plecach. Raz przez przypadek prawie się pocałowaliśmy, na imprezie, za mało czasu na opowiadanie.
Ruszyłam do salonu, żeby znaleźć "moich rodziców", ale nie znalazłam ich tam, więc ruszyłam do ich sypialni.
- Mamo...- gdy weszłam do pokoju zastałam puste łóżko, otwartą szafę na oścież i czarną półkę, na której leżały rozrzucone pudełka aspiryny, którą chowałam przed mamą w łazience, za koszem do prania. Było ich chyba dwadzieścia. Bałam się coraz bardziej. Pewnie dostanę miesięczną karę na wychodzenie gdziekolwiek i rodzice zabiorą mi telefon, który jest mi niezbędny do życia. Owszem klapka odpada ze starości, baterię trzeba ładować co dwa dni, ale przydaje się do wielu rozmów. Oczywiście rodzice nie wiedzą o moim drugim telefonie schowanym w materacu mojego łóżka, oraz MP3, które kupiła mi babcia na dziesiąte urodziny, schowanym w odpadającej listwie w rogu mojego pokoju, czy też, moim nowym laptopie, którego schowałam w ozdobnej poduszce w narożnej szafie. Mój komputer czasem zostaje wyłączony przez mamę, gdy mam karę. Co najgłupsze z jej strony, podłączyła kamerę w moim pokoju. Nie wie jednak, że mam kolegę, który lubi komputery, oraz złamał hasło dyrektora, wkradł się na stronę internetową szkoły i na stronie głównej wkleił zdjęcie łysej głowy dyra. I dodatkowo, rozbroił kamerkę tak świetnie, że naprawa obrazu głównego, zajęła całe dwa lata.
Gdy wybiegłam z sypialni rodziców Nina robiła sobie kanapkę.
- Gdzie tym razem pojechali rodzice?- zapytałam nieco podenerwowana, zerkając za okno.
- Pojechali do psychologa, mówili coś chyba o nadużywaniu leków, nie przejmuj się, wychodziłaś z gorszych obsesji.- to, to ja wiem, ale gorzej będę się czuła z myślą, że będę musiała tłumaczyć im że nie jestem uzależniona od leków, czy narkotyków, lub strzeli im do głowy, żeby zabrać mnie do psychologa.
- Mam nadzieję, że im nie odwali.- powiedziałam zmierzając w kierunku telefonu, następnie się rozmyśliłam i ruszam w stronę swojego spokojnego kącika. Weszłam do pokoju.
Może lepiej jeżeli zadzwonię? Nie, bo przez telefon nie rozmawia się o takich sprawach. Mama powiedziała (moja biologiczna matka), że są tacy ludzie, którzy mogą nagrywać rozmowy telefoniczne i w ten sposób dowiedzieć się bardzo dużo. A jeżeli chodzi o tą stukniętą rodzinę, jedyna osoba, która jest spoko to Nina. Jestem adoptowana, mój prawdziwy ojciec tuła się gdzieś po świecie w poszukiwaniu przygód, moja matka zginęła w ogniu, a mój starszy brat uciekł miesiąc przed pożarem. Czasem do mnie pisał, ale bardzo rzadko, pewnie się boi. Także moja niby 'rodzina', jest po prostu nieprawdziwa, przyszywana. Gaja (czyt. Kaja), moja nieprawdziwa matka jest zbyt troskliwa, Nina raczej pilnuje własnego nosa, a Darius (czyt. Dariusz) niby mój ojciec, jest zajęty bardziej swoją firmą i opieką nad Gają. Normalna Paryska rodzinka.
- Nie ma sprawy, nie mam co robić wieczorem więc, okej.- Chciałam zaprzeczyć, potem zmienić zdanie i na odwrót, ale coś mnie powstrzymywało.
- Świetnie. Poczekaj moment.- to był nadzwyczajny odgłos radosnego chłopca, jakby sześciolatek dostał super ciężarówkę z łopatką, betoniarką i paroma wiaderkami, czy coś takiego.- Aaaa...jest, jest, jest!- Nie przejęłam się tym, też lubiłam Felina, czasami wyobrażałam sobie jaką byśmy byli parą, zawsze się kończyło na czyjejś zdradzie, to było okropne. Ale poza moimi marzeniami, to dobry chłopak, lepszy od Jason' a Priestley' a. Podobały mi się jego włosy w odcieniu piasku, i te dołeczki w policzkach. Zawsze, gdy się uśmiechał przechodziły mi ciarki po plecach. Raz przez przypadek prawie się pocałowaliśmy, na imprezie, za mało czasu na opowiadanie.
Ruszyłam do salonu, żeby znaleźć "moich rodziców", ale nie znalazłam ich tam, więc ruszyłam do ich sypialni.
- Mamo...- gdy weszłam do pokoju zastałam puste łóżko, otwartą szafę na oścież i czarną półkę, na której leżały rozrzucone pudełka aspiryny, którą chowałam przed mamą w łazience, za koszem do prania. Było ich chyba dwadzieścia. Bałam się coraz bardziej. Pewnie dostanę miesięczną karę na wychodzenie gdziekolwiek i rodzice zabiorą mi telefon, który jest mi niezbędny do życia. Owszem klapka odpada ze starości, baterię trzeba ładować co dwa dni, ale przydaje się do wielu rozmów. Oczywiście rodzice nie wiedzą o moim drugim telefonie schowanym w materacu mojego łóżka, oraz MP3, które kupiła mi babcia na dziesiąte urodziny, schowanym w odpadającej listwie w rogu mojego pokoju, czy też, moim nowym laptopie, którego schowałam w ozdobnej poduszce w narożnej szafie. Mój komputer czasem zostaje wyłączony przez mamę, gdy mam karę. Co najgłupsze z jej strony, podłączyła kamerę w moim pokoju. Nie wie jednak, że mam kolegę, który lubi komputery, oraz złamał hasło dyrektora, wkradł się na stronę internetową szkoły i na stronie głównej wkleił zdjęcie łysej głowy dyra. I dodatkowo, rozbroił kamerkę tak świetnie, że naprawa obrazu głównego, zajęła całe dwa lata.
Gdy wybiegłam z sypialni rodziców Nina robiła sobie kanapkę.
- Gdzie tym razem pojechali rodzice?- zapytałam nieco podenerwowana, zerkając za okno.
- Pojechali do psychologa, mówili coś chyba o nadużywaniu leków, nie przejmuj się, wychodziłaś z gorszych obsesji.- to, to ja wiem, ale gorzej będę się czuła z myślą, że będę musiała tłumaczyć im że nie jestem uzależniona od leków, czy narkotyków, lub strzeli im do głowy, żeby zabrać mnie do psychologa.
- Mam nadzieję, że im nie odwali.- powiedziałam zmierzając w kierunku telefonu, następnie się rozmyśliłam i ruszam w stronę swojego spokojnego kącika. Weszłam do pokoju.
Może lepiej jeżeli zadzwonię? Nie, bo przez telefon nie rozmawia się o takich sprawach. Mama powiedziała (moja biologiczna matka), że są tacy ludzie, którzy mogą nagrywać rozmowy telefoniczne i w ten sposób dowiedzieć się bardzo dużo. A jeżeli chodzi o tą stukniętą rodzinę, jedyna osoba, która jest spoko to Nina. Jestem adoptowana, mój prawdziwy ojciec tuła się gdzieś po świecie w poszukiwaniu przygód, moja matka zginęła w ogniu, a mój starszy brat uciekł miesiąc przed pożarem. Czasem do mnie pisał, ale bardzo rzadko, pewnie się boi. Także moja niby 'rodzina', jest po prostu nieprawdziwa, przyszywana. Gaja (czyt. Kaja), moja nieprawdziwa matka jest zbyt troskliwa, Nina raczej pilnuje własnego nosa, a Darius (czyt. Dariusz) niby mój ojciec, jest zajęty bardziej swoją firmą i opieką nad Gają. Normalna Paryska rodzinka.
***
Dwie godziny później rodzice wrócili, Darius poszedł od razu do swojego pokoju, a Gaja jak to matka zaczęła temat leków, które znalazła w łazience.
- Każdy nałogowiec tak mówi.- odparła mama po mojej długiej i męczącej powieści o tym, że nie biorę niepotrzebnie leków, ale ona swoje wiedziała, o tak wiedziała.
- Czyli po prostu mi nie ufasz, mówisz o mnie jak o psychicznie chorej i wykłócasz się o leki, które były przeznaczone na różnorodne bóle! A jeżeli i tak masz gdzieś to, co powiem, to najlepiej wsadź mnie do pokoju na dożywocie, odetnij od świata i będziesz miała jedną sierotę z głowy!- wykrzyczałam, przez zaciśnięte gardło, łzy cisnęły mi się w oczach i nie mogłam powstrzymać łkania, pobiegłam do pokoju nie zwracając uwagi na stojącego smutnego ojca i na zszokowaną Ninę. Zatrzasnęłam drzwi, przekręciłam kluczyk i rzuciłam się na łóżko, po czym chwyciłam poduszkę i wypłakałam w nią wszystkie smutki. Łzy szczypały mnie w policzki, a chłód który przynosiły leczył powoli, lecz skutecznie rany zadane dotychczas przez Gaję. Płakałam w nią przynajmniej trzy godziny. Do siedemnastej siedziałam w pokoju i próbowałam zmyć zaschnięty niebieski tusz. Felin jeszcze nie przyszedł. Byłam przebrana w długą czarną suknię, była zwiewna i zdobiona cekinami, na rękach miałam kratkowane rękawiczki bez palców, cienie na oczach koloru czerni, jak i moje włosy polokowane, leżące na ramionach, lecz wciąż oddające ten sam odcień, zlewały się w jedność. Rzęsy pomalowałam szarym tuszem, a na nogi założyłam świetne, połyskujące, popielate szpilki. Siedziałam w łazience przed toaletką i zastanawiałam się nad tym czy dobrze zrobiłam, umawiając się na kolację z Felinem.
To miły chłopak, taki, o jakim zawsze marzyłam: zabawny, z nutką szaleństwa, kochający, kreatywny, asertywny, i przede wszystkim altruista. To właśnie Felin, tyle że on jest dodatkowo przystojny, ale nigdy nie zastanawiałam się czy się w nim zakochałam, czy może po prostu traktuję go jak najlepszego przyjaciela.
Nagle zapaliła się we mnie nutka radości, a na ganku samo z siebie zapaliło się światło i zadzwonił dzwonek do drzwi. Zbiegłam po schodach, jak najszybciej się dało w szpilkach, złapałam za wiszącą na wieszaku szarą torebkę i czarne bolerko z rękawami 3/4. Gdy zmierzałam tak do auta Felina, zerknęłam przez okno do salonu, w którym rodzice byli tak pochłonięci kłótnią, że nawet nie zauważyli jak ich córka wymyka się z domu. Jak znam życie Gaja zaczęła temat firmy taty, czyli jego ciągłego siedzenia w gabinecie, a Darius wykłócał się o to, dlaczego ona kłóci się z dziećmi i im nie wierzy. Wobec tego prawdopodobnie słyszał od początku naszą kłótnie. Mam dość już tej bandy pomyleńców.
- Każdy nałogowiec tak mówi.- odparła mama po mojej długiej i męczącej powieści o tym, że nie biorę niepotrzebnie leków, ale ona swoje wiedziała, o tak wiedziała.
- Czyli po prostu mi nie ufasz, mówisz o mnie jak o psychicznie chorej i wykłócasz się o leki, które były przeznaczone na różnorodne bóle! A jeżeli i tak masz gdzieś to, co powiem, to najlepiej wsadź mnie do pokoju na dożywocie, odetnij od świata i będziesz miała jedną sierotę z głowy!- wykrzyczałam, przez zaciśnięte gardło, łzy cisnęły mi się w oczach i nie mogłam powstrzymać łkania, pobiegłam do pokoju nie zwracając uwagi na stojącego smutnego ojca i na zszokowaną Ninę. Zatrzasnęłam drzwi, przekręciłam kluczyk i rzuciłam się na łóżko, po czym chwyciłam poduszkę i wypłakałam w nią wszystkie smutki. Łzy szczypały mnie w policzki, a chłód który przynosiły leczył powoli, lecz skutecznie rany zadane dotychczas przez Gaję. Płakałam w nią przynajmniej trzy godziny. Do siedemnastej siedziałam w pokoju i próbowałam zmyć zaschnięty niebieski tusz. Felin jeszcze nie przyszedł. Byłam przebrana w długą czarną suknię, była zwiewna i zdobiona cekinami, na rękach miałam kratkowane rękawiczki bez palców, cienie na oczach koloru czerni, jak i moje włosy polokowane, leżące na ramionach, lecz wciąż oddające ten sam odcień, zlewały się w jedność. Rzęsy pomalowałam szarym tuszem, a na nogi założyłam świetne, połyskujące, popielate szpilki. Siedziałam w łazience przed toaletką i zastanawiałam się nad tym czy dobrze zrobiłam, umawiając się na kolację z Felinem.
To miły chłopak, taki, o jakim zawsze marzyłam: zabawny, z nutką szaleństwa, kochający, kreatywny, asertywny, i przede wszystkim altruista. To właśnie Felin, tyle że on jest dodatkowo przystojny, ale nigdy nie zastanawiałam się czy się w nim zakochałam, czy może po prostu traktuję go jak najlepszego przyjaciela.
Nagle zapaliła się we mnie nutka radości, a na ganku samo z siebie zapaliło się światło i zadzwonił dzwonek do drzwi. Zbiegłam po schodach, jak najszybciej się dało w szpilkach, złapałam za wiszącą na wieszaku szarą torebkę i czarne bolerko z rękawami 3/4. Gdy zmierzałam tak do auta Felina, zerknęłam przez okno do salonu, w którym rodzice byli tak pochłonięci kłótnią, że nawet nie zauważyli jak ich córka wymyka się z domu. Jak znam życie Gaja zaczęła temat firmy taty, czyli jego ciągłego siedzenia w gabinecie, a Darius wykłócał się o to, dlaczego ona kłóci się z dziećmi i im nie wierzy. Wobec tego prawdopodobnie słyszał od początku naszą kłótnie. Mam dość już tej bandy pomyleńców.
***
Felin zabrał mnie do luksusowej restauracji, serwującej owoce morza, oraz ryby. Nie przepadałam za taką kuchnią, ale jeżeli jest ona dobrze podana, nie mam problemów z jej przełknięciem.
Podeszliśmy do blatu, a mój towarzysz szepnął coś jednej z kelnerek, która następnie zaprowadziła nas do jednego ze stolików. Na naszym leżała mała świeczka, wazon z bukietem lawendy i czerwoną zastawą. Po dosłownie jednej chwili podeszła do nas kelnerka.
- Witam, co mogę podać?- zapytała, uśmiechając się sztucznie i bawiąc się długopisem trzymając go w prawej ręce. Spojrzałam na Felina, który ruchem głowy zachęcił mnie bym zamówiła pierwsza.
Spojrzałam na Menu.
- Poproszę łososia zapiekanego w serze, a do tego białe wino.- powiedziałam spokojnie, choć w głębi byłam niespokojna i wkurzona na rodziców.
- Ja poproszę to samo.- powiedział Felin, po krótkim zastanowieniu.
- Oczywiście.- zaznaczyła coś w notesie i podniosła głowę.- Coś na deser? Polecamy szarlotkę z krewetek.
Aaa! Fuj! Nie będę jeść robali! Chwila, szarlotkę...?!
- Nie!- krzyknęliśmy chórem. Felin prawie że podskoczył na siedzeniu. - Znaczy... Nie, dziękujemy.- dokończyłam spokojniej, a mój towarzysz usiadł na swoje miejsce i schował twarz w dłoniach. Gdy kelnerka odeszła swoim żwawym krokiem, szepnęłam do Felina kilka słów, które mam nadzieję trochę go uspokoiły.
- Nie przejmuj się, nic...
- Nie, to ja przepraszam, to moja nowa siostra.- tak, Felin też był adoptowany, poznaliśmy się na obozie dla sierot, tam też znalazłam nową rodzinę, jak też Felin, później obiecaliśmy sobie spotkanie, a następnie dowiedziałam się o ich corocznych wakacjach w Paryżu. Ale nie słyszałam o nowej rodzinie, czyżbym coś przeoczyła?
- Coś się pokomplikowało? Co z twoją starą rodziną?- pytałam, nie wiedząc co mówię.
- Nie. Po prostu ona straciła niedawno rodzinę, więc moi rodzice ją przygarnęli.- Ach, zamurowało mnie po pierwszym słowie "Nie".- Zatruwa mi życie, całymi godzinami.
Poczułam nagłą radość, olśnienie. Nie mogłam panować nad sobą. Wstałam przytuliłam mojego towarzysza i zacisnęłam tak mocno, że nie czułam mięśni.
Co jest?- zapytałam siebie w duchu.
Nico.
Puściłam Felina.
- Mówiłeś coś?- zapytałam, bo nieznajomy głos był taki bliski, jak gdyby osoba mówiąca stała tuż tuż.
- Nie, ale dzięki za uścisk.- podziękował i uśmiechnął się złośliwie.
- Nawet nie próbuj sobie ze mnie...
- Czyżby nasza smoczyca zmiękła?- nawet nie pytajcie czemu 'smoczyca'. Felin mówi tak do mnie jako jedyny, reszta kumpli, po prostu 'Serph'.
Haha...smoczyca?- znów ten głos dobijał mnie, myślą że nie wiem kto tak mówi.
___________________________________________________
Kochani, po pierwsze proszę was uprzejmie o komentarz.
Po drugie pozdrawiam Alphe Fearis, która zawsze komentowała.
Po trzecie i tradycyjnie przepraszam za błędy.
No to, to jest mój nudny rozdział i dobijając was napiszę jeszcze kolejny, kolejny, kolejny i kolejny...XD
Pozdrawiam i całuje
:** Wasza Az
Podeszliśmy do blatu, a mój towarzysz szepnął coś jednej z kelnerek, która następnie zaprowadziła nas do jednego ze stolików. Na naszym leżała mała świeczka, wazon z bukietem lawendy i czerwoną zastawą. Po dosłownie jednej chwili podeszła do nas kelnerka.
- Witam, co mogę podać?- zapytała, uśmiechając się sztucznie i bawiąc się długopisem trzymając go w prawej ręce. Spojrzałam na Felina, który ruchem głowy zachęcił mnie bym zamówiła pierwsza.
Spojrzałam na Menu.
- Poproszę łososia zapiekanego w serze, a do tego białe wino.- powiedziałam spokojnie, choć w głębi byłam niespokojna i wkurzona na rodziców.
- Ja poproszę to samo.- powiedział Felin, po krótkim zastanowieniu.
- Oczywiście.- zaznaczyła coś w notesie i podniosła głowę.- Coś na deser? Polecamy szarlotkę z krewetek.
Aaa! Fuj! Nie będę jeść robali! Chwila, szarlotkę...?!
- Nie!- krzyknęliśmy chórem. Felin prawie że podskoczył na siedzeniu. - Znaczy... Nie, dziękujemy.- dokończyłam spokojniej, a mój towarzysz usiadł na swoje miejsce i schował twarz w dłoniach. Gdy kelnerka odeszła swoim żwawym krokiem, szepnęłam do Felina kilka słów, które mam nadzieję trochę go uspokoiły.
- Nie przejmuj się, nic...
- Nie, to ja przepraszam, to moja nowa siostra.- tak, Felin też był adoptowany, poznaliśmy się na obozie dla sierot, tam też znalazłam nową rodzinę, jak też Felin, później obiecaliśmy sobie spotkanie, a następnie dowiedziałam się o ich corocznych wakacjach w Paryżu. Ale nie słyszałam o nowej rodzinie, czyżbym coś przeoczyła?
- Coś się pokomplikowało? Co z twoją starą rodziną?- pytałam, nie wiedząc co mówię.
- Nie. Po prostu ona straciła niedawno rodzinę, więc moi rodzice ją przygarnęli.- Ach, zamurowało mnie po pierwszym słowie "Nie".- Zatruwa mi życie, całymi godzinami.
Poczułam nagłą radość, olśnienie. Nie mogłam panować nad sobą. Wstałam przytuliłam mojego towarzysza i zacisnęłam tak mocno, że nie czułam mięśni.
Co jest?- zapytałam siebie w duchu.
Nico.
Puściłam Felina.
- Mówiłeś coś?- zapytałam, bo nieznajomy głos był taki bliski, jak gdyby osoba mówiąca stała tuż tuż.
- Nie, ale dzięki za uścisk.- podziękował i uśmiechnął się złośliwie.
- Nawet nie próbuj sobie ze mnie...
- Czyżby nasza smoczyca zmiękła?- nawet nie pytajcie czemu 'smoczyca'. Felin mówi tak do mnie jako jedyny, reszta kumpli, po prostu 'Serph'.
Haha...smoczyca?- znów ten głos dobijał mnie, myślą że nie wiem kto tak mówi.
___________________________________________________
Kochani, po pierwsze proszę was uprzejmie o komentarz.
Po drugie pozdrawiam Alphe Fearis, która zawsze komentowała.
Po trzecie i tradycyjnie przepraszam za błędy.
No to, to jest mój nudny rozdział i dobijając was napiszę jeszcze kolejny, kolejny, kolejny i kolejny...XD
Pozdrawiam i całuje
:** Wasza Az
Och mnie nie dobijesz *___* Akcja się rozkręca. Felin lubi Seraphinę, a ona lubi jego ;) JAK WIDZĘ NIE PRÓŻNOWAŁAŚ, CO?
OdpowiedzUsuńHihihi, no tak. Miłość rośnie wokół nas. Ta matka, to faktycznie jakaś nie tego, podejrzewa Serph o branie? O.o
Rozdział naprawdę ekstra, ale proooooooszę cię napisz coś o Lucy, bo za nią tęsknię :(
Buziaki i czekam na nn, kochana :**
Założysz się, jak znam życie zaraz coś zepsuje, bo ze mnie taki psuj.
UsuńJa próżnować? Nigdy.
Miłość rośnie wokół nas, w spokojną jasną noc... sorki przypomniał mi się Król Lew.
Ach te nasze matki.
Lucy się rozgrzewa, za niedługo coś napstrykam.
Nn, och jeszcze tyle do zrobienia, no nic biorę się do następnego.
:** Az
Super rozdział!
OdpowiedzUsuńKolacja z Felinem ^.^ NO WEŹ! KREWETKI SĄ PRZEEPYYYSZNE!! *_*
Rety i...kto to mówi? O_o czyżby bohaterka pierwszej części rozdziału? :)
Zapraszam cię kochana do mnie na drugi rozdział pierwszy :)) Napisałam już dwa di temu i nadal czekam na Twój komentarz ^---^
Pozdrawiam!
Alexa
O krewetkach nic specjalnego nie wiem, ale kiś próbowałam, były w zupie. Taak, moja bohaterka za to uwielbia szarlotkę.:)
UsuńTak już lecę do ciebie, bo wybacz, ZUPEŁNIE ZAPOMNIAŁAM, chyba mnie zabijesz, nie?
:** Az
Dobijać w taki sposób możesz mnie częściej *u*
OdpowiedzUsuńTen wstęp... No... Coś niesamowitego. Miałam ciarki. bardzo kreatywny sposób by pokazać jej prawdziwe życie ^^
Szczerze mówiąc, zakochałam się w twoim opowiadaniu ;)
A kolacja z Felinem... Weź zrób żeby byli razem *O*
Oni są tacy słodcy! <3
A ta rozmowa "w myślach"...
Podziwiam twoją kreatywność!
Brawo!!
Życzę weny i czekam na rozdział trzeci! <3
Pozdrawiam!
~ Kathie ;3
Dobijać, nie wiem czy mogę swoich czytelników, ale jeżeli chcesz.
UsuńTak nad tym początkiem to chyba najbardziej się męczyłam, ale chyba było warto.
Można powiedzieć, że pomału się zbliżają, choć nic nie wiadomo.
Dziękuję za miłe słowa.
:** Az
Cześć. :)
OdpowiedzUsuńZostawiłaś adres bloga - to i jestem!
Kiedy ładowała mi się strona byłam przerażona, że jest tutaj ponad dwadzieścia rozdziałów i nie dam rady ich przeczytać, a kiedy zerknęłam na bloga - prolog + dwa rozdziały. Co za ulga... :D
Co mogę powiedzieć... Hm... Aziel, podoba mi się to, co tworzysz. Lekkie pióro, własny styl. Błędy też mają swój urok, ale może postarasz się o betę? Wtedy nie będziesz musiała przepraszać za "wpadki". ^^
Główna bohaterka imprezową duszą. Ja bym tak nie umiała chodzić na imprezy. Jestem raczej domatorką i wychodzę wtedy, kiedy naprawdę muszę (jazdy, kursy, we wrześniu szkoła).
Zapas tabletek jak u lekomana, matka adopcyjna spanikowana, siostra zjadająca encyklopedie. Nie ma lekko ta Seraphina. ^^
Nigdy nie jadłam owoców morza, więc się nie wypowiadam, czy są mniam czy ohyda.
Życzę weny i czekam na następny rozdział.
Pozdrawiam. :)
Dziękuję, że mnie odwiedziłaś.
UsuńZazwyczaj proszę kogoś nowego żeby do mnie wpadł, jak mam nowego bloga, więc nie mam problemów.
Mam nadzieję, że się podoba, staram się jak mogę. :)
Starałam sprawić by główna bohaterka była jedyną w swoim rodzaju i chyba mi się udało.
Jeszcze raz wielkie dzięki.
:** Az
Przykro mi trochę tej Seraphiny. Spotkało ją dużo smutnych rzeczy, więc nie dziwię się, że zaczęła się tak dystansować do ludzi. Chociaż w stosunku do Felina, coraz bardziej się otwiera, co mnie się bardzo podoba :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
Seraphina znała Felin od dziecka, więc są jak brat i siostra, wiedzą o sobie wszystko i nie mają przed sobą tajemnic.
UsuńDziękuję za komentarz.
:** Az
Zacznę tak wizualnie:
OdpowiedzUsuńJaki ładny szablonik. :3
I ten "wyświetlacz", co za pomysł. :D
A treść?
Super! Już polubiłam Seraphine. Jakoś nie przepadam za Felianem, ale pewnie później się przełamię. ;)
Krewetki są w porządku. ^^ Ale ryby lepsze.
No i przepraszam, że tak późno komentuje, ale korzystam z ostatnich dni wolności.
Weny!
Odpowiem tak:
UsuńDzięki.
Dzięki.
Dzięki.
Mam taką nadzieję. :D
Ja tak że lubię ryby, ale jak na początku na talerzu zobaczyłam krewetkę to myślę. Wtf? o_0 Co to jest? To się je. Zupa z krewetek też nie jest zła.
No ale ja tak o żarciu, a ja ci jeszcze nie napisałam, że:
Nic nie szkodzi, rozumiem cię doskonale. ;D
Za kilka dni do kicia dla niepełnoletnich. XD
Dzięki!
:** Az
Uhuhuhuhuhuhuuhuhuhuhuhuhuhuuhuuhuhuhuhuhuhuhuhuuh *---------*
OdpowiedzUsuńRozdział u Aziel, Rozdział u Aziel LAlalalalalall *śpiewa piosenkę szczęścia*
Jak możesz mówić że kogo kolwiek na tym świecie dobijasz swoim pisaniem? JAK MOŻESZ tak grzeszyć???
To przykre że tak mówisz.. I ja jestem całkowicie za żebyć nas tak "doobijała" jeszcze przez długi długi długi okres czasu :D
Prosisz o komentarz to koemntarz dostajesz ;*
a co do rozdziału *u* :
Krewetki są dobre! Mmm . <3 EJ zrób żeby byli razem ! *o*
Cudnie cudnie i jeszcze raz cudnie tylko trochę za krótko jednak jakiś tam nie dosyt czuć ;c
Ale pocieszeniem jest to ze jest zajebiście <33
Pozdrawiam Twoja Największa Fanka Rexi <3
Ps . Zapraszam na blogi ^^
http://feelings-there-are-nasty.blogspot.com/
http://two-worlds-one-heart.blogspot.com/
Mam nadzieje że wpadniesz, przeczytasz i skomentujesz ;**
Dobijam ponieważ, nie chcesz wiedzieć co będzie później, ale niedługo będzie i się przekonasz, o co kaman.
UsuńNiedosyt może czuć lecz staram się jak mogę.
Dzięki.
No już, nie słodź tak.
Dzięki, na pewno wpadnę.
:** Az